Jak Rotmistrz Diabeł Boruta, walczył z niemieckimi czołgami?

Swoją lancą, zakończoną widłami miał podczas szarż polskich ułanów przecinać pancerze hitlerowskich czołgów, a wyglądem – siać popłoch wśród najeźdźców. Chodzi o diabła Borutę, który wedle krążących jeszcze dzisiaj w okolicach Łęczycy legend miał zaciągnąć się do Wielkopolskiej Brygady Kawalerii walczącej na tamtych terenach we wrześniu 1939 r.

Miał też Boruta, wedle innych wersji tych opowieści, zwodzić Niemców na bagna i mokradła okolic rzeki Bzury, gdzie marny czekał ich los. Na koniec miał także ów potępieniec rozpaczać i złorzeczyć Luftwaffe za zbombardowanie średniowiecznej kolegiaty w Tumie.

Opowiastkami takimi można by dzisiaj co najwyżej straszyć niektóre co naiwniejsze dzieci, gdyby nie fakt, iż także relacje niemieckie wspominają o żołnierzach zaginionych w niewyjaśniony nigdy sposób na bzurzańskich bagnach.

– W każdej legendzie jest trochę prawdy – tak skomentował opowieść o swoim rzekomym podkomendnym z piekła rodem gen. Roman Abraham, dowódca Wielkopolskiej BK w rozmowie z Wiktorynem Grąbczewskim, badaczem kultury ludowej, którą ten zamieścił w książce „Diabeł polski w rzeźbie i legendzie”. – Przypominam sobie taki fakt. Mój sztab stanął w majątku Psary na odpoczynek. W późnych godzinach popołudniowych zameldował się u mnie dowódca patrolu konnego i zakomunikował, że na drodze z Bielaw do Głowna pojawiła się kolumna sześciu nieprzyjacielskich czołgów. Czołgiści stanęli nad rzeczką, wyszli z czołgów i biwakują. Po usłyszeniu meldunku poleciłem natychmiast wysłać tam szwadron i zaatakować odpoczywających, gdy tylko nastanie szarówka. Szwadron, który wykonywał bojowe zadanie, wyskoczył na koniach z lasu tak szybko, że Niemcy nie zdążyli zorganizować obrony. Część z nich poległa. Część wzięliśmy do niewoli. Czołgi spaliliśmy, gdyż nikt z nas nie potrafił ich obsługiwać. Błysły strzały. Płonące czołgi. Były trupy, jak to się na wojnie często zdarza. Z oddalonych budynków musieli to wszystko obserwować mieszkańcy pobliskich gospodarstw i stąd pewnie powstała ta piękna i patriotyczna legenda. A że działo się to na Ziemi Łęczyckiej, nie mogło zabraknąć i diabła Boruty – dodaje.

Wedle innych relacji, to sam generał miał być sprawcą całego zamieszania. Miał on bowiem rozkazać, aby niektórzy z ułanów – ci prowadzący rozpoznanie, mieli zmieniony wygląd. Uczernione twarze, czarne mundury i konie czarnej maści. Wszystko po to aby sprawić większe wrażenie na ewentualnych obserwatorach, zarówno polskich jak i niemieckich. I wbrew pozorom byłoby to sprytne zagranie psychologiczne. Wielu niemieckich żołnierzy, jak i oficerów, należało do pokolenia wychowanego na różnych ezoterycznych, volkistowskich (ruch filozoficzny z przełomu XIX i XX wieku) i neopogańskich dyrdymałach, jakie w ówczesnych Niemczech były bardzo popularne. Wśród nich z pewnością znalazłoby się co najmniej tyle samo, jeśli nie więcej osób skłonnych uwierzyć w nadnaturalne moce walczące z nimi w „dzikim kraju”, jak przekonanych o istnieniu diabła Boruty Polaków.

– Czy pan wierzy w te brednie dotyczące szarży na czołgi? – pytał ponadto Grąbczewskiego generał Abraham. – To brednie! Zwykła niemiecka propaganda podchwycona przez niektórych naszych pseudohistoryków lat czterdziestych. Chciano nas, dowódców, tym ośmieszyć. Pokazać jako nieuków, wymachujących szabelką i lancą na czołgi. Przecież to byłaby niechybna śmierć naszych żołnierzy, do której nigdy byśmy nie dopuścili – dodaje generał.

A co do strat Wehrmachtu na tamtych terenach, to przez wiele lat po wojnie (a i dzisiaj się to zdarza) znajdowano nad brzegami Bzury lub wyorywano na pobliskich polach resztki wyposażenia, a niekiedy i szkielety niemieckich żołnierzy. Czy zginęli oni w zasadzkach, czy też potonęli błądząc na bagnach, nie sposób już dziś orzec. A może to jednak… Boruta?

Dominik Kaźmierski


Zamów prenumeratę: gospodarz-samorzadowy.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej miesięcznika „Gospodarz. Poradnik Samorządowy”
lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły