Życie jest muzyką

Z Pawłem i Łukaszem Golcami, liderami zespołu Golec uOrkiestra rozmawia Istvan Grabowski

• W jednej z piosenek śpiewacie: „Życie jest muzyką, życie jest wygraną, póki nasze serca kochać nie przestaną”. Czy całe wasze życie kręci się wokół muzyki?

Łukasz: – To prawda, ale poza nią mamy też inne pasje – motoryzację i kolekcjonerstwo. Mimo że w szkole uchodziliśmy za „zdolnych rozrabiaków”, teraz zachęcamy najmłodszych do nauki. Dzięki Fundacji Braci Golec na ludowych instrumentach nauczyło się grać w ciągu 10 lat kilkaset dzieci..

• Jakie były wasze muzyczne początki?

Paweł: – Urodziliśmy się w Milówce, małej wiosce na Żywiecczyźnie. Śpiewać uczyli nas rodzice, zwłaszcza tata, z którym wspólnie nuciliśmy żołnierskie piosenki. Potem pod choinkę dostaliśmy cymbałki. Pierwsze publiczne występy miały miejsce w kościele, gdzie jako ministranci śpiewaliśmy psalmy. Muzyczną pasję rozwijaliśmy w przerwach między nauką, a pracą w gospodarstwie rodziców. Żniwa, sianokosy, plewienie grządek, zbieranie stonki, pasanie krowy to był nasz chleb powszedni.

• Kiedy zaczęła się solidna edukacja?

Łukasz: – Rodzice szybko poznali się na naszym talencie. Od czwartej klasy wysłali nas obu do Szkoły Muzycznej w Żywcu. Muzyką parała się właściwie cała rodzina, od dziadka począwszy. Ojciec grał na klarnecie, a mama śpiewała w chórze kościelnym. Z życiem na własny rachunek zetknęliśmy się z rozpoczęciem nauki w Liceum Muzycznym w Bielsku-Białej. Nie należeliśmy do spokojnych uczniów. Zdarzało nam się przynieść do szkoły króliki, które rozbiegały się po całej klasie.

Mówiło się, że mieliśmy opracowany patent z zamianą miejsc w klasie, wykorzystywali na lekcjach. To była tak zwana pomoc braterska.

• Wyrośliście na ludowym gruncie. Skąd zainteresowanie jazzem?

Paweł: – O karierze jazzmanów marzyliśmy w szkole średniej. Dlatego obaj wybraliśmy Akademię Muzyczną w Katowicach. Tam stworzyliśmy z innymi studentami zespół Alchemik Acoustic Jazz Sextet.

• Czy dalej lubicie grać jazz?

Łukasz: – Chęci zawsze są. Nawet trzy lata temu została zarejestrowana w dużej mierze kolejna płyta Alchemika. Jednak każdy z muzyków bierze udział w kilku dużych projektach i póki co nie udało się dokończyć tego materiału. A szkoda, bo jest tam sporo fajnych kawałków i ciekawych kompozycji, opartych na muzyce żywieckiej, cygańskiej, a czasami i argentyńskiej. Być może materiał ten kiedyś ujrzy światło dzienne.

• Przypomnijcie jak zaczynaliście karierę muzyczną.

Paweł: – Jako muzycy sesyjni. Studiując na Akademii Muzycznej w Katowicach ciągle z kimś nagrywaliśmy. Zleceniodawcom było łatwiej, bo wykonując jeden telefon mogli zaangażować dwóch muzyków. Zanim publiczność poznała nasze nazwiska, graliśmy z wieloma wykonawcami m.in. z Kayah, Norbim, Pawłem Kukizem, Piaskiem, Krzysztofem Krawczykiem, Ryśkiem Rynkowskim, Kasią Groniec, Edytą Gepert, a nawet Marylą Rodowicz. W sumie nagraliśmy kilkadziesiąt płyt z różnymi artystami.

• Kiedy zdecydowaliście się zrobić coś na własne konto?

Łukasz: – Debiutancka płyta Golec uOrkiestra ukazała się we wrześniu 1999 roku. Pamiętamy każdy z tych utworów i jego historię. Niektóre powstawały w Milówce, inne w samochodzie, jeszcze inne w Katowicach, ale większość w Warszawie u naszego starszego brata Rafała. To on zawsze namawiał nas do tego, aby stworzyć coś własnego i niepowtarzalnego, a tym samym być niezależnym. Od początku był inicjatorem i motorem tworzenia piosenek.

• Czy od razu mieliście przysłowiowy wiatr w plecy?

Paweł: – Tak dobrze nie było. Z nagranym materiałem pielgrzymowaliśmy od wytwórni do wytwórni. Nikt nie był jednak nim zainteresowany. Dziś managerowie wielkich wydawnictw fonograficznych plują sobie pewnie w brodę, bo nasza debiutancka płyta rozeszła się w kilkusettysięcznym nakładzie.

Łukasz: – Pierwsze doświadczenia skłoniły nas, by wziąć sprawę w swoje ręce. Założyliśmy własną firmę fonograficzną o nazwie Golec Fabryka. Na okładce płyty znalazł się wspólny numer naszego telefonu. Pewnie mało kto uwierzy, że przez długi czas mieliśmy wspólny telefon, samochód, portfel i numer konta.

• Wspomnieliście o pasjach pozamuzycznych.

Łukasz: – Ja zbieram maski noworocznych „dziadów”. Mam ponad 40 wyrzeźbionych w drewnie, pięknie pomalowanych masek wraz z kompletnymi strojami. Ta tradycja jest urocza, niepowtarzalna, egzotyczna i dobrze, że nie udało się jej całkowicie skomercjalizować. Nie spotkałem nigdzie takiego zimowego karnawału jak w Beskidzie Żywieckim. Wielokrotnie braliśmy udział w Godach Żywieckich, zaś w Stary i Nowy Rok jako młodzi chłopcy „goniliśmy” po Milówce z grupą przebierańców. Kiedy budowałem dom, chodziłem po beskidzkich wsiach i fotografowałem elementy zdobnicze na chałupach. Interesowałem się ornamentykę góralską „żeby w moim domu było tak jak trzeba”. Dom jest, a jakże, drewniany. Zbudowany oczywiście w stylu żywieckim, choć przez cieśli z Podhala.  Zbieram też stare góralskie kożuchy. Z tej że pasji zrodził się szalony pomysł, aby rzetelnie i naukowo opracować, a potem wydać albumy o strojach ludowych w Karpatach polskich.

• Podobno przeszedłeś od słów do czynów.

Łukasz: – Istotnie Fundacja Braci Golec udało się dotąd wydać: „Strój górali żywieckich”, „Mieszczański strój żywiecki”, „Strój górali śląskich” i „Strój górali podhalańskich”.

• Powiedzcie coś więcej o waszej fundacji.

Paweł: – To „ukochane dziecko”. Najważniejszym elementem jej działalności jest Ognisko Twórczości Artystycznej, które założyliśmy przed dziesięciu laty z Urzędem Gminy w Milówce. Dzięki temu dzieci i młodzież mogą uczyć się gry na skrzypcach, heligonkach i innych instrumentach.

• Rozumiem, że nauka odbywa się w kilku szkołach.

Paweł: – Rzeczywiście. W Milówce uczy ok. 90 dzieci, 50 osób muzykuje w łodygowickiej filii, a 20 dzieciaków w Koszarawie. Kolejna filia powstaje właśnie w Jeleśni.

Co proponujecie dzieciom, poza ideą powrotu do korzeni?

Łukasz: – Fundacja zapewnia im instrumenty i opłaca nauczycieli. Sporo potrzebnych instrumentów kupiliśmy na Słowacji i w Republice Czeskiej. Tamtejsze szkoły muzyczne wysprzedają np. heligonki, bo nie ma chętnych do gry na tym instrumencie. Robimy zupełnie coś innego niż szkoły muzyczne. Nie uczymy gry metodą klasyczną, ale techniką opracowaną m. in. na Węgrzech, Słowacji czy Rumunii. Od początku stawiamy na radość z muzykowania.

Uczeń po kilku zajęciach umie zagrać już kilka piosenek (nuty dochodzą w późniejszym etapie nauki). Najważniejsze jest charakter i odpowiedni styl grania, przypisany do danej grupy etnicznej. Nasi uczniowie uczą się, że dana piosenka pochodzi z Węgier, ze Słowacji lub z Podhala i że należy ją grać w taki a nie inny sposób.

•Podobno udało się wam zgromadzić sporą kolekcję instrumentów.

Paweł: – Mamy stare gajdy, dudy żywieckie, trombity, fujarki, piszczałki wielkopostne i sporo rogów z różnych części świata. Niektóre z nich można usłyszeć na naszych płytach. Częściej jednak wykorzystujemy je na koncertach, jak choćby stuletnie trombity z Hali Boraczej.

Łukasz: – W ten sposób instrumenty te dostały „nowe życie”.

• W tej kolekcji są nie tylko instrumenty ludowe.

Paweł: – Mam sześć puzonów. Najstarszy to Bach Stradivarius, jeszcze z okresu licealnego. Ostatnio kupiłem dwa plastikowe puzony. Są bardzo lekkie i grają całkiem nieźle. Jeden żółty, a drugi wściekle czerwony. Gram też na unikatowym, niebieskim puzonie, zrobionym specjalnie pode mnie przez dwie firmy Holton i Martin. Producenci realizują wytyczne zamawiającego dotyczące wagi, rozmiarów, wyważenia, twardości metalu, i po roku przysyłają gotowy instrument,

• Obu was pasjonuje motoryzacja.

Łukasz: – Prawo jazdy zrobiliśmy jeszcze przed maturą, a pierwszym samochodem (oczywiście wspólnym), był czerwony maluch, którym dojeżdżaliśmy na katowicką Akademię Muzyczną. Samochód był z rocznika 1985, dlatego zapalało się go jeszcze dźwignią obok ręcznego hamulca. Teraz każdy z nas jeździ swoim autem (SUV-em), oczywiście tej samej marki i tego samego koloru.

Paweł: – Łukasz lubi przejażdżki rowerowe, a ja jestem fanem motocykli. W wolne dni chopperem zabieram żonę lub córkę na motocyklowe przejażdżki. Podróżowanie po pięknych okolicach jest fantastyczne.  Dzięki motocyklowi czuję zew wolności i odkrywam wiele pięknych miejsc.

• Sprzedaliście kilka milionów płyt. Czy to skłoniło was, by inaczej patrzeć na świat?

Łukasz: – Osoby, które znają nas bliżej, uważają, że nie zmieniliśmy się od kilkunastu lat. Naszym światem nadal są góry, muzyka i rodzina. Przybyło nam dodatkowych obowiązków, bo kilka lat temu założyliśmy rodziny. Mamy dzieci, które są dla nas najważniejsze. Dyskretnie i bez przymusu staramy się zaszczepić im miłość do muzyki. Bo przecież „życie jest muzyką”.

• Od dwóch lat pracujecie nad nową płytą, która niebawem trafi do sklepów. Czego można na niej oczekiwać?

Łukasz: – Będzie to wyjątkowa płyta, to swoista podróż muzyczna w rejony, w których Golec uOrkiestra czuję się najlepiej. Różnorodność stylów, gatunków i charakterów piosenek sprawia, że słuchacz ogarnie zmysłem Karpaty wzdłuż i wszerz. Jednocześnie można będzie się delektować fuzją wielobarwności brzmienia zespołu, które zostało uzyskane dzięki jedynemu w Polsce lampowemu stołowi mikserskiemu, które posiada studio Golec Fabryki.

Paweł: – Etniczne instrumenty zderzone z nowoczesnymi rytmami, przebojowe i nietuzinkowe teksty naszego brata Rafała poruszą wnętrza najbardziej wyrafinowanych słuchaczy i melomanów. Z takich słowno muzycznych rozwiązań jesteśmy naprawdę dumni. Na dwupłytowym albumie zrealizowanym w naszym studio znajdą się aż 24 utwory. Są wśród nich największe przeboje formacji w zupełnie nowych aranżacjach, ale są także kompozycje premierowe. Więcej o płycie można przeczytać, jak i posłuchać nagrań na naszej stronie internetowej www.golec.pl


Zamów prenumeratę: gospodarz-samorzadowy.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej miesięcznika „Gospodarz. Poradnik Samorządowy”
lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły

  • Pozytywnie zakręcony

     • Od lat, stale otacza cię świat dźwięków. Czy rozważałeś kiedyś wybór innego zawodu? – Nigdy się nad tym nie …

  • W sztuce liczy się prawda

    Z Małgorzatą Markiewicz rozmawia Istvan Grabowski Foto: Jacek Heliasz, Wojciech Zieliński • Jerzy Stuhr przekonywał kiedyś, że śpiewać każdy może. …

  • Miałem ogromne szczęście

    Z Marcinem Wyrostkiem, wirtuozem akordeonu rozmawia Istvan Grabowski Foto: archiwum wykonawcy • Jest pan teraz ulubieńcem tłumów, wykonawcą z charyzmą. …