Spełniam swoje marzenia

Z Kamilem Bednarkiem rozmawia Istvan Grabowski

• Kto zaraził cię muzyką na tyle skutecznie, że stała się celem twego życia?

– W naszym domu zawsze było dużo muzyki. Zawdzięczam to tacie. Grał w orkiestrze wojskowej, ładnie śpiewał. Umiał grać na akordeonie, pianinie perkusji. Słuchałem go z podziwem i jego pasja mi się udzieliła. W wieku pięciu lat rodzice zapisali mnie do ogniska muzycznego, gdzie poznawałem podstawy gry na fortepianie. Jako dziesięciolatek próbowałem gry na saksofonie. Nic nie przychodzi łatwo, ale fascynowały mnie różne dźwięki.

• Podobno zakochałeś się w reggae w wieku 15 lat. Co wydało ci się fascynującego w tej muzyce, że uległeś jej magii?

– Nie interesowałem się wcześniej reggae, bo jej nie znałem i nie rozumiałem. Kiedy usłyszałem Boba Marleya to był przełom. Czułem jak ta muzyka mnie przenika. Chciałem bliżej poznać nagrania, poczytać o wykonawcach, zrozumieć teksty, które są szalenie istotne. Wtedy uświadomiłem sobie, że reggae to nie tylko rytm, puls, że niesie przesłanie o wartościach ważnych nie tylko dla wykonawcy. Z biegiem czasu Marley okazał się moim mistrzem i przewodnikiem Dzięki niemu z ciągle niezadowolonego z siebie malkontenta stałem się fanem muzyki. Dotarło do mnie, że małymi kroczkami można zbliżać się do celu i być zadowolonym z tego, co posiadam. Dziś w pogoni za pieniądzem i wygodnym życiem wielu ludzi zapomina o podstawowych wartościach.

• W 2010 roku zdecydowałeś się wystąpić w programie telewizyjnym Mam Talent. Powiedz na ile on odmienił twoje życie?

– Obrócił go o 180 stopni. Wcześniej byłem nikomu nieznanym amatorem w prowincjonalnego miasta na Opolszczyźnie. Znała mnie wąska grupa kolegów grywających razem. Dzięki drugiemu miejscu, jakie udało mi się zdobyć, stałem się postacią medialną. O wywiady ze mną zabiegały stacje radiowe i telewizyjne, choć wcale nie byłem na to gotowy. Miałem zaledwie 19 lat i skromne doświadczenie muzyczne. Wszystkiego prawie musiałem uczyć się od nowa. Po pierwszych trasach koncertowych dotarło do mnie, jak wiele osób chce mnie słuchać i wierzy we mnie. Niespodziewanie poczułem się doceniony. Dostałem od życia kopa w górę i błędem byłoby zmarnować taką szansę.

• Czym dziś jest dla ciebie muzyka?

– Do chwili startu w programie Mam Talent muzyka była niezobowiązującym hobby, taką ucieczką od codziennych problemów. Nagle niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki śpiewano stało się ważne i sensowne. Miałem chęć publicznego pokazywania się. Zrozumiałem, że mam po co żyć. Nie licząc czasu oddałem się tej pasji. Oprócz radości i satysfakcji dostrzegłem w niej szansę na coś trwalszego. Obecnie muzyka jest treścią mego życia. Zasypiam z nią i budzę się. Chciałbym wykrzesać w moich słuchaczach wiarę w ludzi, przekonać ich, że każdego stać na realizację marzeń, jeśli tylko tego pragnie. Doświadczenia przekonały mnie, że nie warto zniechęcać się pierwszymi niepowodzeniami.

• Twoje akcje na krajowym rynku muzycznym stale zwyżkują. Czy bardzo cię to zaskoczyło?

– Zaskoczenie nie jest chyba adekwatnym określeniem. Jestem co najmniej zdumiony. Z beztroskiego nastolatka, który z różnym skutkiem usiłował podśpiewywać, stałem się osobą znaną i podziwianą. Ludzie przyglądali się jak wyglądam, w co się ubieram, co i jak mówię. Trochę mnie to krępowało, bo nie byłem przygotowany na tak gwałtowną odmianę. Poznałem wielu ludzi gotowych klepać mnie po ramieniu i „wbijać w dumę”, że już wszystko potrafię. Szybko jednak odkryłem, że trzeba wystrzegać się fałszywych proroków. Teraz wiem, że show biznes jest ogromnie zepsuty, cyniczny, pozbawiony szczerości. Dla chęci zysku zawodowi gracze gotowi są podbijać ego debiutanta, aby potem wycisnąć go niczym cytrynę i rzucić psom na pożarcie. Wszelkie gadki o życzliwości i wspieraniu młodych talentów można włożyć między bajki. Jeśli debiutant nie umie się sam bronić i nie ma dobrych doradców, jego kariera zgaśnie po jednym lub dwóch sezonach. Dlatego uważam, że oprócz zapału i zdolności, trzeba w tej branży mieć skórę słonia.

• W szybkim tempie zdołałeś nagrać i wydać dwie płyty „Szanuj” i „Jestem”. Jedna z nich pokryła się już platyną. Czy te krążki spełniły twoje oczekiwania?

– Nie lubię słuchać swoich płyt. Po jakimś czasie mam wrażenie, że nagrałbym je inaczej, lepiej. Rozprasza mnie nerwowość w studiu i ciągłe spoglądanie na zegarek, ze sesja trwa zbyt długo. Najlepiej śpiewa mi się w domu. Dlatego marzę o własnym studiu nagrań. Marzenia powoli się spełniają, bo jestem w trakcie tworzenia takiego studia.

• Kto był autorem piosenek na obie płyty? Zaufałeś własnej intuicji, czy skorzystałeś z pomocy zawodowców?

– Nie wiem czy zdołałbym odnaleźć się w cudzych kompozycjach. Dlatego muzykę i teksty piszę sam. Najlepiej czuję, co w danej chwili chciałbym wyrazić, a szczerość jest podstawą tej muzyki. Może komuś wydać się to zbyt proste, ale własne i szczere. Nie boję się krytyki. Chcę, by do moich słuchaczy trafiało to, co mam im do przekazania. To dzięki nim mogę funkcjonować trzy lata i nabierać ochoty na następne nagrania. Spotkałem się już z kąśliwymi uwagami, że moja szczęśliwa gwiazda może zgasnąć równie szybko, co rozbłysła. Zastanawiam się wtedy skąd w ludziach tyle złośliwości.

• W 2012 r. doprowadziłeś 16-osobową drużynę amatorów z Brzegu do zwycięstwa w telewizyjnej Bitwie na głosy. Jak czułeś się w roli trenera?

– Miałem świadomość, że jestem samoukiem, a nie zawodowym muzykiem. Nie mogłem wymądrzać się przy niewiele młodszych ode mnie kolegach, ze wszystko potrafię i mam sposób na skuteczne pokonanie rywali. Na szczęście nikt z telewizyjnych macherów nie wtrącał się w nasze wybory piosenek. Moim zadanie było dostrzeżenie pozytywów tkwiących w ekipie i zmotywowanie jej do pracy. To była fajna przygoda.

• Na co przeznaczyliście zdobyte pieniądze?

– Oddaliśmy je fundacji promujących zdolnych ludzi, a pozbawionych perspektyw przebicia się z pomysłami. Nie spocząłem na tym. Na każdym bez wyjątku koncercie zaszczepiam w ludzi wiarę i optymizm. Jestem przekonany, że warto wierzyć w realizację najbardziej śmiałych planów, jeśli nam na nich zależy. Sam zresztą postępowałem podobnie.

• Ryszard Rynkowski nagrał z prowadzona przez siebie ekipą z Elbląga udaną płytę. Czy przewidujesz współpracę z ludźmi, których poznałeś i doprowadziłeś do sukcesu?

– Kiedy tylko uruchomię własne studio nagrań, na pewno się do nich odezwę. Mam świadomość jak ważna jest współpraca z ludźmi, którzy nadają na podobnej fali.

• Jako jeden z nielicznych ludzi polskiej estrady wybrałeś się na Jamajkę. Rozumiem, że nie był to wyjazd turystyczny.

– To było cudowna lekcja muzyki i pokory. Na Jamajce zrozumiałem jak istotne jest odkrywanie własnych emocji i przekazywanie ich innym. Udało mi się nawiązać kontakty z muzykami Marleya i Shaggiego. Byłem zaskoczony, że pomimo ogromnego sukcesu pozostali normalnymi, skromnymi ludźmi.

• Jak odebrałeś energię Jamajki?

– Dostrzegłem mnóstwo słońca w tamtejszych ludziach. Choć żyją skromnie, są pogodni, uśmiechnięci i otwarci na przybyszy takich jak ja. Wyjazd na Jamajkę był spełnieniem moich życiowych planów.

• Co konkretnego wyniosłeś z tej podróży?

– Wcześniej wstydziłem się pokazywania emocji. Byłem zbyt spięty. Nie wiedziałem, czy nie narażę się na śmieszność, brak zrozumienia. Po rozmowach z tamtejszymi muzykami i nagraniu wspólnej płyty coś się we mnie otworzyło. Podczas pracy w Kingston odkryłem, że trzy dźwięki w odpowiednim miejscu otwierają nową przestrzeń. Wiele zależy od przekazania emocji głosem lub instrumentem. Staram się tak postępować.

• Masz dopiero 22 lata. Czy muzykowanie zmieniło styl twego życia?

– Oczywiście. Chwilami ów styl jest dla mnie zbyt uciążliwy. Wcześniej mogłem dysponować czasem według uznania. Teraz stałem się elementem większej układanki, obowiązują mnie różne terminy. Muszą pracować nad nowymi utworami, wyjeżdżać w trasy koncertowe, udzielać się w mediach, planować dalszy rozwój. Mnóstwo czasu pochłaniają mi podróże busami. Dla chłopaka w moim wieku, który wcześniej nie miał takich doświadczeń, ogarnięcie tylu zadań nie jest łatwe. Na szczęście mam grupę życzliwych osób, które w różny sposób wspomagają mnie słowem i czynem.

• W wielu wypowiedziach publicznych mówisz o pokorze, którą należy zachować w chwili sukcesu. To rzadkie słowa w ustach dwudziestolatka.

– Woda sodowa szybko uderza do głowy. Jeśli ufa się szczerym przyjaciołom, można ostudzić emocje. Gorzej, gdy człowieka sukcesu otacza grupa klakierów. Samemu trudno odkryć moment popełnienia błędu.

• Skutecznie wykorzystujesz życzliwą ci atmosferę i grasz mnóstwo koncertów. Czy w nawale zajęć zawodowych znajdujesz jeszcze czas na prywatne życie?

– Prawie nie mam go wcale. Znajduję jednak czas na spotkanie z życzliwymi przyjaciółmi i jeszcze się na nich nie zawiodłem.

• Skąd bierzesz tyle energii, aby przez cały koncert być w nieustannym ruchu?

– Uskrzydla mnie energetyczna muzyka. Poprzez nią wyrażam siebie. Przy tekstach, które wyśpiewuję nie potrafiłbym ustać spokojnie kilkadziesiąt minut. Ze sceny obserwuję setki uśmiechających się do mnie twarzy i przyjazne mi gest. Czuję jak otacza mnie pozytywna energia.

• Jaką postawę starasz się przekazać słuchającym cię fanom?

– We współczesnym życiu dostrzegam deficyt szczerości, otwartości i życzliwości. Zastępują je chamstwo i agresja. Zachęcam rówieśników, aby nie oceniali innych po wyglądzie. Częstym hamulcem bywa zawiść, powodująca skreślanie szans drugiego człowieka. Powtarzam zatem, że nie warto być lepszym od innych, tylko lepszym dla siebie wczorajszego.

• Jak widzisz siebie za 10 lat?

– Nie umiem powiedzieć, co będę robił za tydzień, a co dopiero mówić o prognozach na 10 lat.

• Publiczność ogląda cię stale uśmiechniętego. Jaki jest Kamil Bednarek poza sceną?

– Nie mam powodu być smutnym czy strapionym. Jestem zdrowy, mam wspaniałą rodzinę i przyjaciół, fajny zespół i wzniosły cel. Pomaga mi świadomość, że masa ludzi we mnie wierzy.

• O czym marzy idol nastolatków?

– Aby nigdy nie stracić pasji, jaka mi towarzyszy. Chciałbym mieć stale ważny cel starań. Fajne byłoby, gdyby ktoś za arę lat mógł powiedzieć- skoro Bednarkowi się udało, to czemu mam nie spróbować.


Zamów prenumeratę: gospodarz-samorzadowy.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej miesięcznika „Gospodarz. Poradnik Samorządowy”
lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły

  • Pozytywnie zakręcony

     • Od lat, stale otacza cię świat dźwięków. Czy rozważałeś kiedyś wybór innego zawodu? – Nigdy się nad tym nie …

  • W sztuce liczy się prawda

    Z Małgorzatą Markiewicz rozmawia Istvan Grabowski Foto: Jacek Heliasz, Wojciech Zieliński • Jerzy Stuhr przekonywał kiedyś, że śpiewać każdy może. …

  • Miałem ogromne szczęście

    Z Marcinem Wyrostkiem, wirtuozem akordeonu rozmawia Istvan Grabowski Foto: archiwum wykonawcy • Jest pan teraz ulubieńcem tłumów, wykonawcą z charyzmą. …