W antycznej Grecji nazywano go „kamieniem, który przyciąga” i uważano za symbol nieśmiertelności. Ludy germańskie znały go jako „kamień, który się pali”. Już starożytni kupcy wędrowali przez całą Europę nad Bałtyk, wyznaczając historyczny bursztynowy szlak.
Od setek lat poławiacze jantaru wychodzą na plażę i przeczesują to, co fale wyrzucają na brzeg. Ten morski skarb najłatwiej znaleźć o świcie, kiedy pierwsze promienie oświetlają lśniące kamyki. Stefan Żeromski w „Wietrze od morza” utrwalił obraz rozkopujących ławice: „Ludzie obleczeni w skóry brnęli po pas i po szyję z sieciami w kształcie czerpaków, łowiąc morską kidzenę, żeby ją pilnie przepatrywać, czy wśród traw i porostów nie widać cennej zdobyczy. Trafiali bowiem na różnoforemne, płaskie i podłużne bryły, wielkie jak dwie pięście dorosłego mężczyzny, a nawet na olbrzymie, o stopie średnicy – na okazy doskonałej formy, kształtu i rozmiarów dojrzałej gruszki-panny, lub na kule podobne do kropel stężałych na wzór owocu morela. Jedne z tych znalezisk miały na sobie powłokę, chropawy nalot z piasku czy gliny, przywarły na głucho, który dla przejrzystości wewnętrznej stanowił szatę złotawą – inne były całkiem nagie, jakby odłamane od znacznie większej calizny, a w złamaniu swym gładkie i aż do dna czyste, dające się przejrzeć na wylot. Barwa tych dziwotwornych darów morza była przerozmaita: wiśniowa jak przeczysty miód młody albo niemal czarna jako miód prastary — żółta niby wosk lub bława jako obar żywy, ciekący z sosen na wiosnę. Niektóre odszczepy i ułamki były w kolorze zamglone, mleczne, zielonkawe, brunatne – niektóre zaś miały w sobie niby naśladownictwo kłębów dymu. Jeszcze inne w nieskalanym swym przezroczu taiły nikłe, białawe żyłeczki, przypominające do złudzenia w szczególnym zmniejszeniu odnóżki i prążki kapuścianego liścia”.
Stara legenda kurpiowska spisana przez Adama Chętnika mówi, że podczas biblijnego potopu deszcz lał nieprzerwanie przez 40 dni i nocy. Ludzie płakali z nieszczęścia, a ich łzy kapały do wody i zamieniały się w bursztyny. Z łez małych dzieci i niewinnych ludzi powstał bursztyn przejrzysty, z którego wyrabiać można leki, korale i inne piękne rzeczy. Z łez grzeszników powstał bursztyn przyciemniony, dobry na kadzidło, do fajek, na tabakiery albo uchwyty do kijów. Z łez bluźnierców i ludzi złych powstał bursztyn brudny, do wykorzystania na farbę czy smołę.
Choć wygląda jak kamień, to wcale nim nie jest. To zaschnięta żywica, która miliony lat temu, spływając obficie z drzew, chwytała po drodze rozmaite formy. Dzięki temu dziś podziwiać możemy zatopione w przezroczystej masie: komary, muchy, mole, pająki, mrówki, chrząszcze, ćmy, żabki, świerszcze, jaszczurki, szczątki kory i gałązek, kwiatuszki, okruchy szyszek, igły drzew, kępki mchu, ziarenka piasku. Owe inkluzje, sporządzone przez samą Naturę, pozwalają zobaczyć fragmenty świata, który znamy już tylko z baśni.
Odcieni bursztynu naliczono wiele, od białego, przez mleczny, przymglony, beżowy, miodowy aż do brązowego, a nawet prawie czarnego. W regionach nadbałtyckich bursztyn wykorzystywano na wiele sposobów. Przygotowywano z niego korale, pierścionki, guziki, kubeczki, fajki, tabakierki, szkatułki, płaskorzeźby itp. Dla duchownych wyrabiano specjalne różańce.
Bursztyn łatwo się pali i wydaje przy tym przyjemny zapach. Poświęcano go więc w dzień Trzech Króli i używano potem do kadzenia, nie tylko w kościele. Gospodarze wierzyli, że okadzenie gospodarstwa ma moc przepędzenia złych duchów i czarownic oraz ochrony przed chorobami i zarazą. Wąchanie dymu z bursztynu miało również pomagać rodzącym kobietom.
Jantarowi przypisywano wiele niezwykłych właściwości. Amulety, wisiorki, figurki zwierząt stosowane były w magii łowieckiej. Wierzono, że noszenie ich zapewni myśliwemu udane polowanie oraz ochroni przed niebezpieczeństwem.
Od zawsze wierzono w leczniczą moc bursztynu. Był panaceum w schorzeniach gardła oraz zawrotach głowy, zaburzeniach układu oddechowego i pokarmowego, a nawet kłopotach z sercem. W medycynie ludowej dym bursztynowy zabijał zarazki, a noszone na szyi korale zapobiegały bólom gardła i głowy oraz wzmacniały tarczycę. Ogrzane bryłki stosowano do wyciągania z oczu ciał obcych, miały bowiem właściwość przyciągania do siebie drobnych przedmiotów. Utłuczony proszek zażywano jak tabakę, by oczyścić zatoki i pozbyć się kataru. Ząbkującym dzieciom dawano do gryzienia duże korale nawlekane na tasiemkę.
Do dziś bursztyn jest powszechnie wykorzystywany, zarówno w lecznictwie, jak i jubilerstwie. Czasami na wsi można jeszcze usłyszeć, jak bursztynami nazywane są skwarki ze słoniny.
Tekst: Ewa Koralewska
Fot. Autorka