Nic miłości nie pokona

Z Eleni, popularną piosenkarką greckiego pochodzenia, rozmawia Istvan Grabowski

• Mówią o tobie artystka wielkiego serca. Jak przyjmujesz takie określenie?

– Jest mi bardzo miło i bardzo dziękuję wszystkim, którzy tak o mnie myślą i mówią. To wielkie wyróżnienie dla człowieka, a tym bardziej dla artysty. Z jednej strony zawsze staram się, aby każdy usłyszany komplement dzielić na pół, by nie wpaść w sidła samozachwytu, który czasami potrafi człowieka zgubić, z drugiej zaś strony każde miłe słowo, jakim zostaje obdarowana, motywuje mnie do bycia jeszcze lepszym człowiekiem.

• Urodziłaś się w Bielawie jako dziesiąte dziecko greckich emigrantów. Czy wszyscy byli równie uzdolnieni muzycznie?

– Kiedy sięgam pamięcią do mego szczęśliwego dzieciństwa, odnajduję piękne obrazy. Wspólnie z rodzicami, rodzeństwem i babcią siadaliśmy do stołu i tak naprawdę niewiele nam trzeba było, żeby zacząć śpiewać czy muzykować. Faktycznie każdy z nas grał na jakimś instrumencie i śpiewaliśmy na głosy. Chyba to uzdolnienie czy zamiłowanie do muzyki drzemało w każdym z nas. Jednak tylko ja z całej naszej rodziny  zawodowo zajmuję się śpiewaniem.

• Czy wybierając życie estradowe, zdawałaś sobie sprawę z tego, ile stresów towarzyszy takiej pracy?

– Nie zdawałam sobie z tego sprawy, ponieważ pracę zawodową podejmowałam jako młoda dziewczyna. Miałam zaledwie 19 lat. Człowiek w tym wieku  nie ma pojęcia o życiu, a co dopiero o pracy na scenie. Myślę, że w każdej pracy, kiedy podchodzimy poważanie i odpowiedzialnie do swojego obowiązku, będzie nam towarzyszył stres. Ja każdego dnia uczę się z nim sobie radzić.

• Jak wspominasz współpracę z zespołem Prometeusz, od którego wszystko się zaczęło?

– Bardzo miło. Moja współpraca w 1975 roku z zespołem Prometeusz, którego założycielem jest mój obecny menadżer Kostas Dzokas, rozpoczęła moją zawodową pracę piosenkarską. Zawsze chciałam być nauczycielką wychowania muzycznego, ale, jak wiadomo, losy potoczyły się inaczej. Śpiewam na scenie już 39 lat. W Prometeuszu na początek miałam występować  tylko rok. To były zawodowe występy, więc bardzo się cieszyłam, że będę miała możliwość wspomóc finansowo choć w części kochanych rodziców i rodzeństwo. Wówczas zespół składał się z kilkunastu wykonawców. Śpiewaliśmy wyłącznie greckie piosenki, a trasy koncertowe trwały po kilka miesięcy. Jednak mimo fizycznego wyczerpania i bardzo ciężkiej pracy, wspólnie przeżyliśmy niezapomniany czas, który do dziś miło wspominamy. Najchętniej wracamy pamięcią do tych najweselszych przeżyć i wydarzeń, kiedy młodość podpowiadała nam pomysły na różne kawały, np. jednemu muzykowi, który grał na instrumencie klawiszowym tuż przed koncertem zakleiliśmy klawiaturę przeźroczystą taśmą klejącą, która uniemożliwiała granie albo innym razem perkusiście wysypaliśmy mąkę na instrumenty, która po pierwszym uderzeniu wytwarzała niezłą zadymę na scenie. Tak więc nigdy nie było nam nudno.

• Słuchacze kojarzą twoje imię ze słoneczną Grecją. Czy mieszkając w Poznaniu, miałaś okazję odwiedzać rodzinne strony?

– Przez wiele lat każdego roku odwiedzałam moich bliskich w Grecji. Obecnie z powodu pracy zawodowej, częstych koncertów, jak również dość mocno rozwiniętej działalności charytatywnej, do Grecji wyjeżdżam tylko w miarę możliwości, gdzie spędzam czas wypoczynku. Grecja jest bardzo piękna i ciągle atrakcyjna turystycznie. Ja jednak z największym sentymentem odwiedzam miejsca, gdzie mieszkali moi rodzice i rodzeństwo, gdzie jeszcze żyją wspólne wspomnienia. To takie osobiste oazy wyciszenia i regeneracji sił.

• Kto pisze dla ciebie piosenki?

– Od wielu lat autorami tekstów wykonywanych przeze mnie utworów są: Lech Konopiński, Jacek Bukowski, ostatnio mój menadżer Kostas Dzokas, zaś kompozytorami melodii są muzycy: Kostas Dzokas, Aleksander Białołus, Andrzej Elmann, Piotr Kałużny, Aleksander Maliszewski, Jarosław Kukulski. Niedawno do współpracy zaprosiliśmy młodego kompozytora  Filipa Wałcerza.

• Głównym ich tematem jest miłość pokazywana w różnych odmianach. Jak wiele może mieć ona imion?

– „Na miłość nie ma rady” – śpiewam w jednym z moich przebojów. I coś w tym jest. Myślę, że miłość może mieć nieskończoną ilość imion, w zależności od potrzeby. Miłość jest bardzo ważna w życiu każdego człowieka i należy o nią zabiegać i ją pielęgnować. To właśnie miłość nadaje sens naszemu życiu i bez niej nie da się żyć. Miłość zasadniczo polega na obdarowywaniu drugiego człowieka w taki sposób, że przyczyniamy się do jego autentycznego i wszechstronnego rozwoju. Mamy dawać człowiekowi to, czego potrzebuje do wzrostu i do pełni szczęścia. Dlatego w moich piosenkach jest bardzo dużo miłości, zarówno w tekście, jak i w moim przekazie na scenie, gdzie staram się oddać całe swoje serce kochanej publiczności.

• Jaka muzyka wydaje ci się najbliższa?

– Chyba najbliższa memu sercu jest muzyka grecka, której w wolnych chwilach udaje mi się słuchać i dzięki której jestem na bieżąco z wiadomościami, co dzieje się na greckim rynku muzycznym. Również poprzez słuchanie utrwalam sobie język grecki i mam z nim żywy kontakt.

• Większość twoich nagrań powstaje w domowym studiu. Czy dzięki temu masz więcej czasu na staranne dopieszczenie tworzonych piosenek?

– To prawda, moje utwory głównie nagrywane są w domowym studio, więc siłą rzeczy nie tracę czasu na wyjazdy i nie jestem obligowana godzinami otwarcia, tylko korzystam wtedy, kiedy mogę i wtedy, kiedy najlepiej się czuję głosowo. To bardzo komfortowe dla wykonawcy mieć takie zaplecze techniczne z jednoczesną możliwością dopracowania każdego szczegółu w czasie nagrywania utworu.

• Co sprawia, że tak chętnie starasz się pomagać innym?

– Myślę, że moje wychowanie i wzrastanie w rodzinie pełnej miłości dla drugiego człowieka spowodowało ukształtowanie mojej osobowości z wielką wrażliwością na biedę innej osoby. Czasami graniczy to z naiwnością, czasami moje otwarte serce jest wykorzystywane, ale w życiu trzeba liczyć się ze wszystkim. Po żadnym niepowodzeniu nie wolno nam rezygnować z czynienia dobra, tylko działać dalej w dobrym, obranym przez siebie kierunku.

• Twoja działalność sceniczna i charytatywna została doceniona wieloma znaczącymi wyróżnieniami, m.in. Złotym Sercem Fundacji Pomocy Dzieciom, Orderem Uśmiechu, statuetką Złotej Muzy i medalem Ad Perpetuam Rei Memorian. Które z nich cenisz szczególnie?

– W swoim życiu otrzymałam bardzo dużo wyróżnień. Poza wymienionymi wspominam też medal św. Alberta, otrzymany z rąk kardynała Franciszka Macharskiego, który przyznawany jest za niesienie pomocy osobom niepełnosprawnym czy też nagrodę Wolontariusza Roku przyznawaną przez Hospicjum Domowe i Paliatywne, aż wreszcie w roku 1999, czyli 5 lat po śmierci mojej córki Afrodytki, we Włoszech w miejscowości Cascii otrzymałam tę najbardziej szczególną dla mnie Nagrodę im. św. Rity. To był słoneczny, majowy dzień, a dokładnie 22 maja (data śmierci świętej Rity). To dzień, w którym każdego roku nagradzane są trzy kobiety z całego świata, jakiegokolwiek wyznania, wieku, zawodu i narodowości za to, że – tak jak święta Rita – przebaczyły zabójcom swojego męża. Razem ze mną nagrodę dostały panie z Hiszpanii i z Włoch, a ja moją nagrodę otrzymałam za to, że przebaczyłam sprawcy śmierci mojej córki. To było ogromne przeżycie, kiedy podczas uroczystej mszy świętej, na którą przybywają tysiące pielgrzymów z całego świata, została wręczona mi nagroda w postaci róży, medalu i pergaminu, na którym widnieje włoski napis, że poprzez muzykę i śpiew ewangelizuję miłość i przebaczenie.

• Wspominasz, że twoje życie dzieli się na dwa etapy. Jak należy to rozumieć?

– Pierwszy etap to czas mojego szczęśliwego dzieciństwa, początku kariery estradowej, założenie rodziny, narodziny naszej jedynej córki Afrodytki oraz czas bardzo szybko rosnącej popularności. Drugi etap to czas smutku, refleksji, żałoby po stracie Afrodytki, czas przebaczenia jej chłopakowi, później próba przełamania siebie, by powrócić na scenę. Udało mi się tego dokonać, ponieważ uznałam, że albo dam radę i będę śpiewać i rozwijać się zawodowo, albo zamknę się na cały świat. I to były dwa etapy, na które do  niedawna dzieliłam swoje życie. Dziś mogę powiedzieć, że od jakiegoś czasu odkryłam kolejny etap. To taki nowy dla mnie czas, kiedy zaczynam dostrzegać swoje ograniczenia fizyczne, a które uświadamiają mi, że czas płynie bardzo szybko. Coraz częściej myślę o moim kochanym rodzeństwie, któremu – tak jak i mnie – przybywa lat. Pojawiła się też świadomość, że należy zacząć porządkować swoje sprawy tak na serio, a wtedy często myślę o wieczności. To taki etap dojrzałości życiowej, która skłania nas do podejmowania pewnych zmian w naszym życiu, w naszym otoczeniu. Świat się zmienia, więc i my musimy się zmieniać.

• Wybaczanie winnym jest piękną cechą, choć nie wszystkim przychodzi to łatwo. Ty wybaczyłaś zabójcy Afrodyty. Skąd u ciebie tyle siły?

– Rodzice tak mnie i moje rodzeństwo wychowali, że takie uczucia, jak złość, nienawiść czy zazdrość w ogóle nie były nam znane. To były dla nas pojęcia obce. I tak zostało do dziś. Zaraz po tragedii pomyślałam sobie, że tak naprawdę jest to dramat dwóch rodzin. Nie tylko naszej. Jako matki, obie straciłyśmy swoje dzieci. Wówczas zdałam sobie sprawę, że, by móc udźwignąć taki ciężar i by móc żyć dalej, muszę coś zrobić. Moje częste i długie modlitwy i rozmowy z Panem Bogiem dały mi odpowiedź, że muszę przebaczyć. I tak też uczyniłam. Przebaczyć to nie znaczy zapomnieć. Przebaczyć to znaczy wyzbyć się negatywnych emocji, które są bardzo niszczące. Przebaczenie daje nam wolność. We wcześniejszym pytaniu dotknęliśmy sprawy wiary i związku z Panem Bogiem. I właśnie przy okazji tego dramatu doświadczyłam najtrudniejszego sprawdzianu mojej wiary. Zawsze pragnęłam spójności pomiędzy słowem a czynem, choć nie zawsze jest to takie proste i po ludzku nie zawsze nam się to udaje.

W przypadku przeżytej tragedii bardzo starałam się wypełnić słowa codziennej modlitwy „Ojcze nasz”, kiedy powtarzam słowa  „i odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”.

• Publiczność widzi cię stale pogodną i uśmiechniętą. Czy taka jesteś też na co dzień?

– Wszędzie, nawet na scenie, staram się być naturalna i być sobą. Nigdy, nawet na co dzień, nie szczędzę pogody ducha i uśmiechu dla moich bliskich i napotkanych ludzi, ale jak każdy i ja mam swoje kłopoty, zmartwienia, więc nie zawsze udaje mi się utrzymać jednakowy nastrój. Ale z natury, możemy przyjąć, że jestem pogodna i uśmiechnięta.

• Wszędzie, gdziekolwiek się pojawisz, jesteś przyjmowana entuzjastycznie. W czym upatrujesz fenomen powodzenia?

– Myślę, że moja kochana publiczność pokochała 39 lat temu Eleni, która tak naprawdę przez ten cały długi czas się nie zmieniła. Wykonywane przeze mnie przeboje ludzie znają na pamięć, śpiewają razem ze mną podczas koncertów, nie zmieniłam też swojego stylu, zawsze staram się być sobą. Myślę, że fenomenem jest właśnie moja publiczność. Kiedy widzę, że na koncercie pojawia się już trzecie pokolenie z jakiejś zaprzyjaźnionej rodziny, to sama się zastanawiam, jak to jest możliwe. Często słyszę wypowiedzi różnych ludzi: – Pani Eleni, moja mama przychodziła na pani koncerty, ja przychodziłam, a teraz przyprowadzam moją córkę. Czy to nie jest fenomen?

• Masz za sobą lata pracy scenicznej. Czy ponownie wybrałabyś estradę, gdyby jeszcze raz istniała możliwość wyboru?

– Z tego powodu, że jestem osobą wierzącą, nie bardzo upatruję swoją rolę w ukształtowaniu mojej życiowej  drogi. Jestem pewna, że to Pan Bóg obsadził mnie w roli piosenkarki. Pewnie uznał, że to będzie dla mnie najlepsze. Przyjęłam to i jestem szczęśliwa, że mogę śpiewać, również na Jego chwałę. Więc myślę, że gdyby istniała możliwość ponownego wyboru, to byłoby tak samo.

• Co sprawia ci satysfakcję?

– Jest wiele małych drobiazgów, które sprawiają mi satysfakcję. Staram się umieć cieszyć z małych rzeczy, by móc cieszyć się z dużych i ogromnych. Na pewno wiele radości i satysfakcji przyniosła mi i moim muzykom nasza ostatnia płyta zatytułowana „Miłości ślad”, w której można odnaleźć trochę inną Eleni. Nie tylko na wesoło i w greckich rytmach, ale też trochę nostalgicznie i nastrojowo. Poza miłością, podjęliśmy też temat naszego życia współczesnego w cyberprzestrzeni, braku czasu dla człowieka i postęp technologiczny, który chyba jednak nie zawsze wychodzi nam na dobre. Jednak najwięcej satysfakcji sprawiają mi spotkania z moją wierną i kochaną publicznością, która jest niezawodna podczas koncertów. Właśnie podczas koncertów słyszę największą ilość miłych i ciepłych słów kierowanych pod moim adresem, a które dodają mi wiele otuchy. Za to z całego serca wszystkim Państwu serdecznie dziękuję!

 


Zamów prenumeratę: gospodarz-samorzadowy.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej miesięcznika „Gospodarz. Poradnik Samorządowy”
lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły

  • Oliwki – dar bogów

    Tekst: Marta Arska Drzewo oliwne ludzie uprawiają od ponad 5000 lat. Jego owoce są cenione za ich piękny zapach i …

  • Na parze, czyli zdrowo

    Gotowanie na parze to sposób przygotowywania posiłków stary jak świat, choć przez wiele lat nieco zapomniany. W zasadzie stosowany był …

  • Stara, dobra pomidorówka

    Jak wynika z raportu opracowanego przez „Puls Biznesu”, my – Polacy – uwielbiamy zupy i jemy ich najwięcej na świecie! …