Dzięki reformie samorządowej jesteśmy nie tylko obywatelami, ale i współgospodarzami kraju. Polska gminna i powiatowa dokonały skoku cywilizacyjnego. Z powodzeniem wykorzystuje szansę stworzoną przez UE. Rozwijają się nie tylko metropolie, lecz także Polska lokalna.
Reforma samorządowa była rodzajem rewolucji. Zmieniała porządki znane wielu pokoleniom Polaków. Trzeba powiedzieć otwarcie, że nie mieliśmy tradycji samorządności, wyjąwszy teren dzisiejszych województw małopolskiego i podkarpackiego, gdzie pewne jej formy wprowadzono w czasach autonomii galicyjskiej w drugiej połowie XIX wieku. Cały aparat administracji zaboru rosyjskiego i pruskiego służył natomiast wymuszaniu na ludności posłuszeństwa wobec władz centralnych. W okresie międzywojennym, zwłaszcza po przewrocie majowym, też królował centralizm, a powojenne władze komunistyczne wzniosły go do rangi doktryny. Kolejne szczeble administracji miały tylko przekazywać i wdrażać światłe koncepcje KC PZPR, a szczególnie Biura Politycznego. Opowieści o tym, jak funkcjonuje samorząd w Skandynawii czy w Szwajcarii, mogliśmy tylko słuchać, zastanawiając się, czy u nas takie rozwiązania by się przyjęły. Wymagają one bowiem poczucia odpowiedzialności. Współgospodarz to ktoś, kto dba o własne interesy, ale umie również uwzględniać potrzeby sąsiadów. Wypracowanie najlepszych dla danej społeczności rozwiązań odbywa się nie poprzez spory, lecz rzeczową wymianę argumentów. Gdy zaś, jak w Szwajcarii, zostanie przeprowadzone referendum, wszyscy podporządkują się wynikom głosowania. Takich tradycji nie mieliśmy, bo kwitła u nas sztuka oporu wobec władzy niechętnej obywatelowi. Wypracowaliśmy umiejętność obchodzenia nieżyciowych nakazów. Jeżeli ktoś chciał uzyskać jakąś decyzję korzystną dla siebie lub swojej grupy, wiadomo było, że musi o nią zabiegać na wysokim szczeblu, najlepiej w samej Warszawie.
Zdany unijny sprawdzian
W 1990 r. został złamany monopol władzy państwowej. Reforma znaczną część jej kompetencji przekazała samorządom. O 25 latach ich funkcjonowania dyskutowano podczas spotkania w Sejmie z wójtami i burmistrzami. Bilans jest bezdyskusyjnie pozytywny. Danie gminom realnej władzy oznaczało fundamentalną zmianę w zarządzaniu państwem. Ma ona umocowanie w Konstytucji. Artykuł 163 stanowi, iż samorząd terytorialny wykonuje zadania publiczne niezastrzeżone przez Konstytucję lub ustawy dla organów innych władz publicznych. W Konstytucji widnieje też zapis, że to gminy są podstawową jednostką samorządu terytorialnego. Po 25 latach można już powiedzieć, że spośród reform dotyczących zarządzania krajem ta dała najtrwalsze i najgłębsze efekty i – to trzeba podkreślić – jednoznacznie pozytywne. Okazało się, że są ludzie gotowi do podjęcia nowych obowiązków i pracy w zupełnie innym stylu. Wielkim sprawdzianem dla polskich samorządowców było zagospodarowanie unijnej pomocy. Jeżeli udało się nam dokonać rzeczywistego skoku cywilizacyjnego w Polsce lokalnej, to zasługę w znacznej mierze należy przypisać samorządom. To one skutecznie pozyskują unijne środki. Przeznaczają je przede wszystkim na poprawę stanu infrastruktury, remontując drogi, budując oczyszczalnie ścieków, wodociągi, kanalizacje. Urządzają też świetlice wiejskie, tworzą boiska i hale sportowe. Jadąc gdziekolwiek w kraju, niemal na każdym kroku można zobaczyć tablice, informujące, że daną inwestycję zrealizowano ze środków unijnych. A przed akcesją – co warto przypomnieć – straszono nas, że unijne fundusze staną się dla nas nieosiągalne, gdyż zbyt skomplikowane procedury będą dla nas stanowić barierą nie do przejścia. Okazało się, że były to obawy na wyrost. Samorządy z powodzeniem poradziły sobie z wymogami i śmiało sięgają do unijnej kasy.
Obywatel ma wpływ na swoje władze
Różnice frekwencji wyborczej – w wyborach samorządowych największej w mniejszych miejscowościach – dowodzą zmiany postaw Polaków, którzy poczuli, że mają realny wpływ na swoje władze. Wójtów, burmistrzów i radnych rozlicza się z obietnic wyborczych. W społecznościach, gdzie wszyscy się dobrze znają, wybory są testem wiarygodności. Kto zawiedzie zaufanie nie może liczyć na reelekcję. Inaczej jest w dużych miastach, gdzie na wyniki głosowania wpływają sympatie i antypatie partyjne. W Polsce gminnej głosuje się na konkretnych ludzi, a polityka schodzi na dalszy plan. Pewną nowością, która ma szansę na upowszechnienie, są tzw. projekty obywatelskie, czyli rodzaj dyskusji, na co wydać określone środki budżetowe. Efekty tych konsultacji czasem zaskakują urzędników. Jest to jednak dobra szkoła aktywności obywatelskiej. Ciekawym przykładem decydowania przez mieszkańców było krakowskie referendum dotyczące organizacji olimpiady. Mieszkańcy królewskiego grodu wyciągnęli wnioski z efektów finansowych i losów inwestycji związanych z EURO 2012, by powiedzieć „nie”. Uznali, że bardziej zależy im na mieście, gdzie żyje się wygodniej, niż na kosztownych – choć prestiżowych – to jednak mało użytecznych inwestycjach. Projekty obywatelskie wskazują, co dla danych społeczności jest najbardziej istotne. Sami przecież lepiej znają swoje potrzeby niż urzędnicy w gminie czy w mieście.
Zadłużenie nie zagraża funkcjonowaniu
Bolączką samorządów są finanse. Przekazuje się im coraz więcej zadań, a nie dostają na ich realizację wystarczających pieniędzy. Część ekspertów uważa, że należy zmienić system podatkowy tak, by więcej podatków niż obecnie trafiało do budżetów gmin i powiatów. Ich władze muszą przecież prowadzić inwestycje, bo takie są oczekiwania mieszkańców. By się z tego wywiązać, nierzadko są zmuszone zaciągać kredyty. To sprawia, że samorządy się zadłużają, więc żeby temu zapobiec, ministerstwo finansów wprowadziło restrykcyjne wskaźniki, które mają powstrzymać to zjawisko. Obecnie nie wolno samorządom zadłużać się powyżej 60 proc. ich rocznych dochodów. Jedni eksperci są zdania, że stosowanie dopuszczalnych indywidualnych wskaźników zadłużenia było konieczne, inni zaś wskazują na destrukcyjny wpływ tych regulacji na możliwości inwestycyjne samorządów. Mogą bowiem ograniczyć ich skalę, a w niektórych przypadkach nawet je uniemożliwić. A przecież – podkreślają samorządowcy – nie wolno nam dopuścić do tego, by nie wykorzystać w pełni środków z perspektywy finansowej na lata 2014–2020. Wszystko wskazuje na to, że będzie to ostatnie dla Polski tak duże zasilanie. Ponadto trudno mówić o jakiejś finansowej katastrofie samorządów. Poziom zadłużenia nie zagraża ich funkcjonowaniu. Zwłaszcza że swoje zobowiązania kredytowe są w stanie regulować. W ostatnich dwóch latach spadło o 10 proc. zadłużenie powiatów, o 5 proc. gmin, a urosło tylko w miastach na prawach powiatów (o 5 proc.) i województwach (o 10 proc.). Na 2479 gmin tylko 77 przekroczyło próg 60 proc. rocznych dochodów budżetowych. Sytuacja taka występuje zaledwie w 5 powiatach. Krępowanie działalności inwestycyjnej per saldo nie opłaca się nikomu.
Reforma nie została dokończona
Reforma samorządowa jest sukcesem, ale ludzie, którzy dobrze znają funkcjonowanie gmin i powiatów, mówią, że wciąż nie została dokończona. Tak jakby władze centralne obawiały się utraty kontroli nad Polską lokalną. Wciąż jeszcze wielu politykom szczebla centralnego trudno zrozumieć, czym różni się społeczeństwo rządzone mniej lub bardziej autorytarnie od prawdziwie demokratycznego. Hasła silniejszej władzy (tak bliskie twórcom IV RP), zakładają właśnie wzmocnienie instytucji centralnych i bardziej skuteczną kontrolę na każdym szczeblu administracyjnym. Tymczasem w społeczeństwie demokratycznym informacje mają płynąć w drugą stronę. To obywatele mówią, co jest im potrzebne, a ich przedstawiciele w Sejmie czy w rządzie starają się te postulaty realizować. Taki jest najgłębszy sens słów: my, naród z preambuły konstytucji amerykańskiej, tworzącej fundamenty najważniejszej do dziś światowej demokracji.
Tekst: Teresa Hurkała
Fot. Wiesław Sumiński