Polska wieś jest największym beneficjentem naszego wejścia do UE. Poradziła sobie z konkurencją i dokonała cywilizacyjnego skoku. Dziś, gdy kryzys na Wschodzie zagroził naszemu eksportowi, przed Unią test solidarności – pomocy rolnikom poszkodowanym przez rosyjskie sankcje.
Polska wieś, tak jak całe społeczeństwo, z nadzieją przyjęła powstanie w 1989 r. pierwszego po wojnie niekomunistycznego rządu. Już wkrótce okazało się jednak, że za forsowany przez Leszka Balcerowicza program stabilizacji gospodarki to ona właśnie zapłaci największą cenę. Zmiana systemu kredytowego postawiła wielu rolników przed trudnym wyborem. Mogli albo spłacać należności kosztem szybkiego wyzbycia się majątku, albo wpaść w pętlę zadłużenia. Z tym wzywaniem wielu, nawet dobrych rolników, nie umiało sobie poradzić, bo dotychczasowa praktyka gospodarowania w warunkach inflacji przekonywała ich, że im późniejsze spłaty, tym łatwiejsze do udźwignięcia. Dramatyczna stała się sytuacja pracowników PGR. Sposób, w jaki przeprowadzono likwidację tych gospodarstw, sprawił, że stali się ludźmi zbędnymi, pozostawionymi bez środków do życia i perspektyw na przyszłość. Polska wieś po raz pierwszy od wielkiego kryzysu musiała zmierzyć się z problemem ogromnego bezrobocia. Zagrożone bankructwem firmy, tnące koszty pracy, w pierwszej kolejności pozbywały się tzw. chłoporobotników. W rezultacie na początku lat 90. bezrobocie rejestrowane wśród mieszkańców wsi przekroczyło 1 milion, a ukryte szacowano na 900 tysięcy osób. Pojawiło się jeszcze drugie zjawisko, znane starszym ludziom z wielkiego kryzysu z lat 30., czyli rozwieranie się nożyc cen. Wyroby przemysłowe, zwłaszcza środki do produkcji rolnej, drożały. Natomiast artykuły rolne, które było coraz trudniej sprzedać, taniały. Dla rolników było to zaskakujące, bo przez lata przyzwyczaili się, że wszystko, co odwiozą do państwowego punktu skupu, można sprzedać. Pod koniec lat 80. ceny były tak korzystne, że na krótki okres parytet dochodów ludności rolniczej osiągnął 100 proc. Ekonomiczne załamanie lat 90. obniżyło go do poziomu 39-40 proc.
Potężne zasilanie
Sytuację pogarszało to, że załamał się także funkcjonujący w ramach RWPG system eksportu płodów rolnych, a naszym eksporterom trudno było wejść na rynki unijne. Na domiar złego rolnictwo zostało pozbawione wsparcia z budżetu centralnego. Przeznaczone na wieś środki (po odliczeniu KRUS) oscylowały wokół 0,5 proc. PKB. Błyskawicznie rosłą powierzchnia odłogów, a ceny gruntów rolnych spadały do nienotowanego wcześniej poziomu. Znacząca większość mieszkańców wsi próbowała przeczekać ciężkie czasy, ograniczając swoje potrzeby życiowe. Część sfrustrowanych radykalizowała się politycznie, co stało się źródłem późniejszego sukcesu Samoobrony. Zapowiedź zmiany tych fatalnych tendencji przyszła z zewnątrz w postaci programów przedakcesyjnych. Przygotowywaliśmy się bowiem do wejścia do Unii Europejskiej. Wielu polskich polityków z pewnym zdziwieniem odkrywało w drugiej połowie lat 90., jak ważne dla UE były wieś i rolnictwo. W naszej debacie publicznej owych lat dominowały głosy, że to sektor zacofany i bez przyszłości, kula u nogi dla modernizującego się kraju. Przedakcesyjny program SAPARD był pierwszym od lat dodatkowym źródłem zasilania naszego rolnictwa, zdekapitalizowanego w latach 90. Miał on pomóc w przygotowaniu struktur instytucjonalnych jak i modernizacji ważnych części rolnictwa, przetwórstwa rolno-spożywczego oraz infrastruktury obszarów wiejskich. Do końca 2006 r. beneficjentom wypłacono z SAPARD-u 4,4 mld zł. Te pieniądze zostały dobrze wykorzystane, a realizacja programu pomogła później we wdrażaniu projektów unijnych, a więc absorpcję unijnych środków, dostępnych po 1 maja 2004 r. Co więcej, informacje o unijnym zasilaniu trafiły także do tych rolników, którzy z SAPARD-u nie skorzystali. Rósł eksport i już w 2003 r. osiągnęliśmy dodatnie saldo obrotów w handlu zagranicznym żywnością. Na tańsze i dobrej jakości produkty spożywcze był zbyt na Zachodzie.
Wieś przez Brukselę wróciła do Polski
Okazało się, że wbrew czarnej propagandzie UE nie zamierza doprowadzić rolników z aspirujących do niej krajów do bankructwa. Za sukces pierwszych miesięcy członkostwa należy uznać szybkie uruchomienie dopłat bezpośrednich. Wnioski o nie już wtedy złożyło 1,4 mln rolników. W raporcie „Polska wieś 2008” dr Barbara Fedyszak – Radziejowska z PAN zwróciła uwagę, że w trzy lata po akcesji do UE zarówno mieszkańcy wsi, jak i rolnicy, uwierzyli, że mają przed sobą przyszłość, że zmiany idą w dobrym kierunku i chociaż ich sytuacja jest tylko niewiele lepsza od sytuacji emerytów i bezrobotnych, to jednak w swoich oceanach stali się podobni do całego społeczeństwa. Po latach marginalizacji polska wieś przez Brukselę wróciła do Polski. Z roku na rok zwiększał się strumień pieniędzy płynących na obszary wiejskie. W pierwszym roku członkostwa trafiło tam 298 mln euro, a w 2012 r. – 4739 mln euro. Udział WPR w ogólnych transferach finansowych z UE w latach 2004-2013 wynosił średnio 31,2 proc. Konieczność współfinansowania projektów innych doprowadziła do trzykrotnego wzrostu wydatków na rolnictwo z budżetu krajowego. – W perspektywie finansowej na lata 2007-2013 uwidoczniły się znaczne różnice regionalne w wykorzystaniu środków unijnych przeznaczonych na wspieranie rolnictwa. Największe korzyści uzyskały województwa charakteryzujące się dobrze rozwiniętym rolnictwem. Gros płatności trafiło do województw: mazowieckiego, wielkopolskiego, lubelskiego i podlaskiego – zauważył prof. Jerzy Wilkin z UW, współautor raportu „Polska wieś 2014”. Mieszkańcy wsi korzystają nie tylko ze środków na realizację WPR. Odczuwają też poprawę sytuacji makroekonomicznej kraju. Nie da się ukryć, że w dużej mierze dzięki funduszom unijnym i ich dobremu wykorzystaniu Polska uniknęła recesji po wybuchu kryzysu ekonomicznego w 2008 r. W latach 2004-2013 na naszą wieś trafiło 29,35 mld euro. W nowej perspektywie finansowej do wykorzystania mamy 42,4 mld euro.
Szukanie nowych rynków
Po wejściu do UE dochody polskich producentów rolnych wzrosły o około 120 proc. Ponad połowa tych dochodów uzyskiwana jest dzięki subsydiom, wśród których najważniejsze są płatności bezpośrednie. Nadal jednak nie udało się wyrównać parytetu dochodów mieszkańców miast i wsi. Ocenia się jego poziom na nieco ponad 80 proc. Ci, którzy nie rozumieją potrzeby zasilania rolnictwa, wskazują, że konserwują ono anarchiczną strukturę agrarną. Nie mają racji, bo przepływ ziemi następuje, choć w wolnym tempie. Zmniejszyła się o 60 proc. liczba gospodarstw najmniejszych – do 2 ha. Ubyło, ale niezbyt dużo, gospodarstw o areale od 2 do 30 ha. Od 2003 r. zaznaczył się przepływ ziemi z gospodarstw małych i średnich do większych powyżej 50 ha, z których pochodzi większość produkcji. Wojciech Jóźwiak z IE R i GŻ zauważa, że gospodarstwa większe o wielkości 16 ESU, wykazujące zdolności konkurencyjne i rozwojowe, wytwarzały w 2010 r. około 63 proc. krajowej produkcji rolniczej. Stanowią one 5 proc. ogólnej liczny gospodarstw. Marek Sawicki, minister rolnictwa, przygotowując odpowiednie instrumenty wsparcia, chce dać szansę powrotu na rynek tym gospodarstwom, które z niego wypadły. Bezsprzecznie ogromnym sukcesem naszego rolnictwa jest to, że sprostało ono unijnej konkurencji. Z powodzeniem lokujemy na unijnych rynkach nasze artykuły rolno-spożywcze. Przypomnijmy, że aż do 2002 r. sektor ten odnotowywał ujemne saldo w obrotach z zagranicą. To niekorzystne zjawisko zostało odwrócone już rok później. W ciągu 10 lat naszej obecności w UE polski eksport rolno-spożywczy wzrósł ponad czterokrotnie. Za granicę sprzedaliśmy w 2013 r. towary o wartości około 20 mld euro. Wszystko wskazywało na to, że eksport będzie jeszcze rósł. Niestety, wydarzenia na Wschodzie zahamowały tę tendencję. Rosyjskie embargo na polską żywność uderzyło w rolników jak i w firmy przetwórcze. Unijne rekompensaty nie wyrównały strat. Ratunkiem jest znalezienie nowych rynków zbytu. Jest to na szansa, lecz potrzeba na to czasu, gdyż kontraktów nie podpisuje się z dnia na dzień. Eksperci uważają, że rosyjskie sankcje zmuszą nas do większej ekspansji, co doprowadzi do wejścia na rynki, które są bardziej stabilne od rosyjskiego. Może to nas uniezależnić od wahań na tym rynku.
Tekst: Teresa Hurkała
Fot. Wiesław Sumiński