Z Haliną Frąckowiak, niekwestionowaną gwiazdą polskiej estrady, rozmawia Istvan Grabowski
• Pół wieku na scenie to imponujący wynik, zważywszy, że wciąż jest pani aktywna zawodowo. Czym jest dla pani piosenka?
– To moje życie i każdy dzień wypełniony dobrym duchem. Śpiewanie kojarzy mi się z chęcią budowania nadziei. Na scenie mam wrażenie, że otaczają mnie ludzie oczekujący miłości, dobroci i prawdy. Piosenka to moja codzienność.
• Mało kto ze współczesnych fanów pamięta, że była pani laureatką Złotej Dziesiątki drugiej edycji Festiwalu Młodych Talentów w Szczecinie. Większość wówczas nagrodzonych już dawno rozstała się z estradą, a pani wciąż trwa. Co sprawia, że tak chętnie spotyka się pani z publicznością?
– Ona jest najważniejsza. To dla niej śpiewam, doskonalę umiejętności i dobieram repertuar. Scena pozwala mi robić to, co kocham najbardziej. Niosę ludziom radość, gdy jest mi słodko na duszy lub utożsamiam się z ich smutkiem.
• W jednym z wywiadów powiedziała mi pani, że marzy wyśpiewać siebie. Czy to dążenie już się spełniło?
– Staram się być szczera w wyrażaniu uczuć. Także poprzez estetykę i styl. Gdy wchodzę w głąb, udaje mi się wyśpiewać siebie. Wielokrotnie miałam takie wrażenie.
• Z czego po latach jest pani zadowolona?
– Nauczyłam się godzić z przeciwnościami losu. Dzięki cierpliwości i pracy potrafię przezwyciężać napotykane przeszkody. Kiedy nie mam na nie wpływu, przyjmuję rzecz z poczuciem pokory. Wszak głową muru nie przebijesz.
• Nagrodami i wyróżnieniami zdobytymi przez panią na festiwalach piosenki i w plebiscytach popularności można by obdzielić kilka osób. Która z dotychczasowych nagród wydaje się pani szczególnie bliska?
– Nagrody estradowe dają satysfakcję wykonawcy, uskrzydlają do dalszej pracy. Nie są równie wymierne i obiektywne, co osiągnięcia sportowe, gdzie wszystko da się zmierzyć i zbadać. Zależą od indywidualnych sympatii, gustów i poczucia estetyki. Dlatego największą nagrodą jest dla mnie sympatia publiczności. Towarzyszy mi od pół wieku.
• Jak przyjęła pani wyróżnienie ministra kultury Zasłużony Kulturze – Glora Artis?
– Jubileusz pracy artystycznej wiązał się nie tylko z tym odznaczeniem. Mile wspominam Złoty Krzyż Zasługi przyznany mi przez prezydenta Komorowskiego i nagrodę jubileuszową od ZASP-u.
• Miała pani wyjątkowo barwne życie muzyczne, śpiewając z akompaniamentem Tonów, Tarpanów, Drumlersów, Grupy ABC, SBB, Hokus i Heam. Czy spotyka pani jeszcze czasami dawnych kolegów z estrady?
– Coś, co się oryginalnie zaczęło, nigdy się nie kończy. W najwyższym stopniu dotyczy to miłości, przyjaźni, ale i pracy. Jeśli miałam artystyczne spotkania z ludźmi niegdyś mi ważnymi, to pozostają oni na zawsze w mej pamięci.
• Jak wspomina pani tamtą Halinę w awangardowych kostiumach, m.in. minikreacji z blachy?
– Wspominam z sympatią, czasem nawet ze wzruszeniem. Kojarzę ją z małą dziewczynką noszoną w sobie. Często miała na twarzy uśmiech i radość.
• Przed rokiem ukazał się trzypłytowy album Jubileusz- 50 piosenek na 50-lecie. Czy darzy ją pani sentymentem?
– Dobierałam utwory na ten album długo i wyjątkowo starannie. Słuchając ich na nowo, byłam mile zaskoczona ekspresją i aktualnym brzmieniem. Odnoszę wrażenie, że nie zestarzały się mimo upływu czasu.
• Sporo czasu poświęciła pani propagowaniu poezji. Ciekaw jestem, czy poezja nadal panią fascynuje.
– Jeśli ktoś naprawdę pokocha poezję, pozostanie z nim ona do końca. Tak jest i w moim przypadku. Śpiewałam ją i śpiewam nadal.
• Z okazji beatyfikacji Jana Pawła II nagrała pani i wydała płytę Zostań Aniołem. Czy to był odruch serca?
– Sądzę, że właśnie tak. Przy doborze utworów na tę płytę towarzyszyła mi gorąca wiara wyniesiona z domu rodzinnego. Wiara jest siłą wzmacniającą człowieka. Potrafi czynić go lepszym.
• Wiem, że chętnie angażuje się pani do akcji społecznych, np. „Studnia dla Sudanu”, wzięła pani również udział w Festiwalu Piosenki Zaczarowanej. Co jest motywem takich zachowań?
– Niemal każdego dnia media atakują nas bezmiarem okrucieństwa i ludzkiego cierpienia. Wojenne niepokoje pozbawiają ludzi dachu nad głową, dobytku, a często i życia. Trudno pozostać wobec nich obojętnym. Nie mieszkamy przecież na bezludnej wyspie. Co prawda nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim, ale warto się starać w imię człowieczeństwa.
• W dorosłym wieku dopięła pani swego i ukończyła studia psychologiczne, co świadczy o uporze i konsekwencji. Czy nadarzyła się okazja, aby wykorzystać zdobytą tam wiedzę?
– Znajomość psychologii jest bardzo przydatna. Choćby po to, aby móc stwierdzić, co jest słuszne, a co błędne w naszych zachowaniach. Po studiach przez pół roku pracowałam z młodzieżą gimnazjalną. Musiałam jednak zrezygnować, bo nie dało się pogodzić na dłużej sceny ze szkołą.
• Niegdyś kojarzono pani nazwisko z rockiem. Z jaką muzyką jest pani bliska współczesnym słuchaczom?
– Spotykam się z ludźmi w różnym wieku, z młodzieżą i mymi rówieśnikami, znającymi dobrze mój dorobek. W zależności od miejsca, gdzie mam wystąpić dobieram program i akompaniament. Gram koncerty z dynamicznym zespołem rockowym, kwartetem smyczkowym, pianistą Grzegorzem Urbanem, ale też z podkładem nagranym na płycie. Mam wielką satysfakcję, że odkryłam talent Grzegorza, wyjątkowo zdolnego muzyka i aranżera. Przygotował on na światowym poziomie widowisko muzyczne Kolory miłosierdzia. Zaprezentowano go w pierwszym programie TVP w przeddzień kanonizacji Jana Pawła II, a ja byłam jego dyrektorem artystycznym.
• Odbyła pani mnóstwo ciekawych podróży do różnych miejsc. Gdzie chciałaby pani powrócić po latach, niekoniecznie w roli piosenkarki?
– Miałam ciekawe życie. Dzięki piosence mogłam zobaczyć wiele magicznych miejsc. Wracam często wspomnieniami do Lozanny, Paryża i Nowego Jorku. Byłam w Australii, lecz żałuję, że nie udało mi się dotrzeć do Nowej Zelandii, wyjątkowej ze względu na bajeczne krajobrazy.
• Jaką ma pani naturę?
– Jest w niej wiele barw. Mam potrzebę poznawania i zadumy. Lubię unosić się nad ziemią, ale całkiem nieźle radzę sobie z codziennymi realiami. Żyję z głową w chmurach i stopami na ziemi. Coraz częściej zdejmuję różowe okulary, które przez lata były moją mocną stroną.
• Co ceni pani w kontaktach z ludźmi?
– W ludziach cenię szczerość i prawdomówność. To podstawa. Lubię też inteligencję i poczucie humoru, ale chyba najbardziej zwyczajną dobroć.
• Pani największa zaleta i słabość to…
– Czuję się osobą pracowitą i odpowiedzialną, więc wiele wymagam od siebie samej. Potrafię patrzeć na drugiego człowieka z jego pozycji, co bardzo ułatwia mi życie. Ze słabościami staram się walczyć, choć niektóre są silniejsze ode mnie. Myślę o słabości do słodyczy i piękna.
• Estrada zawsze kusiła młodzież możliwością osiągnięcia sukcesu, kojarzonego z ciekawym i wygodnym życiem. Pani wie najlepiej, że naprawdę jest inaczej i za powodzenie płaci się wysoką cenę. Jakiej rady udzieliłaby pani debiutantkom marzącym o sławie gwiazdy piosenki?
– Estrada do trudny zawód. Aby osiągnąć na niej zadowalający sukces, trzeba być prawdziwym i autentycznym. Radziłabym debiutantkom dużo czytać i jeszcze więcej słuchać. Powinny też pamiętać, że nie wszystko, co modne bywa piękne. A ponadto praca i pokora wobec życia. Łatwiej wspiąć się na wyżyny, niż utrzymać na dłużej osiągniętą satysfakcję i pozycję. To przekonanie bywa dla wielu powodem rozterek i załamań.