Ziemi rolnej ubywa

Dwadzieścia lat temu, w epoce triumfalnego liberalizmu, upowszechnił się pogląd, że ziemia to towar jak każdy inny. Warta jest więc dokładnie tyle, ile można za nią w danym momencie uzyskać pieniędzy.

Był to okres dekoniunktury w rolnictwie. Ziemia rolna była tania, a dochody rolników dużo niższe niż pracowników w mieście. Parytet ten kształtował się zaledwie na poziomie 40 proc., na niekorzyść oczywiście zatrudnionych w rolnictwie. Wiele gruntów wyłączono z produkcji. Zapanowało przeświadczenie, że nasze zasoby są ogromne, a ochroną ziem rolnych nie ma co sobie zawracać głowy, bo to przeżytek z czasów PRL. Stopniowa liberalizacja prawa rzeczywiście ułatwiła obrót gruntami, lecz także spowodowała niekontrolowane przeznaczanie ich na cele nierolnicze. W połączeniu z panującym w Polsce chaosem zagospodarowania przestrzennego doprowadziło to do dużych i niestety nieodwracalnych strat. Cały czas zmniejsza się areał gruntów wykorzystywanych rolniczo. Obecnie 10,4 mln ha zajętych jest pod uprawy, gdy w 1989 r. o ponad 3,9 mln ha więcej. Najbardziej dynamiczny spadek ilości gruntów ornych nastąpił w latach 1989-1996, gdy powierzchnia upraw zmniejszyła się o 2 mln ha. Zmieniła się też struktura zasiewów. Dominują zboża, ich areał zwiększył się aż o 75 proc. Mniej uprawia się ziemniaków, buraków cukrowych czy roślin motylkowych. Ma to negatywny wpływ na gleby, gdyż dochodzi do ich degradacji. Rosną też koszty produkcji, ponieważ konieczna staje się silniejsza ochrona chemiczna zasiewów. Prowadzi to do zubożenia bioróżnorodności. Z łąk i pasów wokół pól znikają niektóre gatunki roślin. Zmienia się fauna. Każdy, kto podróżuje po kraju, gołym okiem zobaczy ogromne połacie zajęte przez zboża. Znikła tak typowa do niedawna dla naszego krajobrazu szachownica pól. Od lat 90. aż 10 proc. gruntów rolnych przekształciło się w odłogi – dziś razem z ugorami stanowią odpowiednio 9,4 i 8,4 proc. całkowitego areału gruntów.

Chaos przestrzenny

O ile kapitał można odtworzyć, fabrykę zbudować na nowo, o tyle zniszczonych gruntów nie przywróci się już do produkcji. Zbyt wysokie są bowiem koszty ich rekultywacji. Nasze zapatrzenie się we wzorce amerykańskie sprawiło, że przestaliśmy się przyglądać sąsiadom z Europy. A wystarczy odbyć wycieczkę do Niemiec czy Austrii, nie mówiąc o Skandynawii, by zobaczyć, że rozwój i dostatek tych krajów związany jest z bardzo precyzyjnym planowaniem zagospodarowania przestrzennego. Funkcje mieszkalne rozdzielone są od terenów przemysłowo-magazynowych, a te z kolei od obszarów rekreacyjnych, leśnych czy rolnych. Efekt stanowi zarówno oszczędność ziemi, jak i o wiele niższe koszty infrastruktury. My nie zwracamy na to większej uwagi. Taki jest efekt braku planów przestrzennego zagospodarowania, co pozwala dowolnie lokalizować budowane obiekty, zarówno mieszkalne jak i przemysłowe. A przecież do hurtowni położonej w szczerym polu, a to częsty widok wokół dużych miast, trzeba doprowadzić drogę, elektryczność, sieć wodno-kanalizacyjną. To podraża funkcjonowanie biznesu, a przede wszystkim powoduje nierzadko wyłączanie z produkcji dobrych ziem. Całą warszawską dzielnicę Ursynów zbudowano na najlepszych w okolicy glebach. A powinny one być pod szczególną ochroną. Chodzi  nie tylko o bezpieczeństwo żywnościowe, ale też o zachowanie środowiska naturalnego w dobrej kondycji. Należy mieć nadzieje, że zbudowanie sieci autostrad i dróg ekspresowych spowoduje, że tereny wzdłuż nich staną się najbardziej atrakcyjne pod różnego typu inwestycje. Już nie w szczerym polu, ale właśnie tu będą lokalizowane olbrzymie magazyny czy hurtownie.

Najlepsza lokata kapitału

Kończy się wynegocjowany przez Polskę 12-letni okres przejściowy, w którym cudzoziemcy  mieli ograniczone możliwości zakupu ziemi. Od kwietnia 2016 r. ta bariera zostanie usunięta. Teoretycznie moglibyśmy pozwolić, by osoby z innych krajów unijnych mogły bez przeszkód nabywać u nas grunty rolne. Istnieje jednak groźba ich masowego wykupu, gdyż ceny są u nas duże niższe niż gdzie indziej w Europie. Wprawdzie w ostatnich latach ziemia rolna w Polsce podrożała, jednak nadal różnice są znaczne. Za jeden hektar trzeba u nas zapłacić nieco ponad 6 tys. euro, gdy w Holandii 48 tys. euro, a w Irlandii, Danii czy w Belgii znacznie ponad 20 tys. euro. Daleko nam do średniej unijnej, która wynosi 17 tys. euro. Najwięcej za hektar ziemi trzeba zapłacić w Wielkopolsce i w Kujawsko-Pomorskiem, najmniej zaś na Podkarpaciu, Podlasiu i w Świętokrzyskiem. Żaden kraj unijny nie zdecydował się na swobodny, niekontrolowany przez państwo obrót ziemią rolną, uznając, że jest ona dobrem szczególnym i wymaga szczególnej ochrony. Oczywiście, nie możemy przyjąć rozwiązań prawnych, które dyskryminowałyby obywateli z innych krajów unijnych, ale wolno nam wprowadzić takie regulacje, które zapobiegną  masowemu wykupowi gruntów rolnych, nierzadko w celach spekulacyjnych. Ziemia stanowi bowiem obecnie najlepszą lokatę kapitału. Można na niej więcej zyskać, niż lokując swoje pieniądze w mieszkania, nie mówiąc o bankowych lokatach.

Nadzór państwa nad obrotem

Wszędzie wprowadzono nadzór państwa nad obrotem gruntami rolnymi. Wchodząc do Unii, Austriacy obawiali się wykupu nieruchomości rolnych przez bogatszych Niemców. Dlatego przyjęto regulacje, które temu zapobiegły. By stać się tam nabywcą ziemi, trzeba spełnić wiele warunków, np. dotyczących zamieszkania na terenie gminy lub posiadania wykształcenia lub doświadczenia, gwarantujących prawidłowe prowadzenie gospodarstwa rolnego. Zwłaszcza na terenach alpejskich władzom zależało, żeby zachować istniejącą sieć osadniczą. Wsiom bowiem groziła przemiana w osiedla domków letniskowych, puste poza sezonem turystycznym. Po wejściu Polski do UE niskie ceny gruntów rolnych zainteresowały nabywców z Zachodu, przede wszystkim Niemców i Holendrów. Szczególnie pożądane z ich punktu widzenia były ziemie w woj. zachodniopomorskim. Region ten ma niebagatelne atuty. Położony jest w pobliżu niemieckiej granicy i tamtejszej sieci autostrad, istnieją tam możliwości nabywania dużych areałów po PGR i stosunkowo wysoka jak na Polskę klasa bonitacyjna gleb. Ograniczenia prawne obchodzono, podstawiając figurantów, tzw. słupów. Skala zjawiska stała się na tyle duża, że wywołała zaniepokojenie i protesty rolników, także zainteresowanych powiększaniem swoich gospodarstw. Nie wolno dopuścić nam do tego typu praktyk po zakończeniu okresu przejściowego. Rolnicy zawsze przegrywają z inwestorami, dużymi firmami czy spekulantami, których nie interesuje prowadzenie produkcji rolnej, lecz zbijanie majątku na zakupie ziemi, bo jest ona najlepszą lokatą kapitału. Powinna ona trafiać do rolników będących w stanie ją właściwie zagospodarować. Nie bez znaczenia jest też nieuszczuplanie jej zasobów. Stąd potrzeba wprowadzenia takich regulacji prawnych, które by ją chroniły przed niekontrolowanym wykupem. Dotychczasowe rozwiązania są niewystarczające. Do obowiązków administracji państwowej należy przyjęcie nadzoru nad obrotem ziemią rolną.

Tekst: Teresa Hurkała

Fot. Wiesław Sumiński


Zamów prenumeratę: gospodarz-samorzadowy.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej miesięcznika „Gospodarz. Poradnik Samorządowy”
lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły