Jak wyrównać różnice w rozwoju kraju
Do UE należą zarówno bogate, jak i biedne kraje. Tak było początku jej istnienia. I właśnie wyrównanie tych dysproporcji to jeden z najważniejszych planów Wspólnoty. Od wielu lat jest on konsekwentnie realizowany. Mimo to nadal są w niej ośrodki światowego bogactwa i jednocześnie obszary strukturalnie zapóźnione. Różnice między krajami Beneluksu a południem Włoch nie zatarły się do dziś. Londyn, w którym dobrobyt kumulował się przez wieki, dziś należy do centrów finansowych świata. Osiąga 328 proc. średniej unijnej PKB na mieszkańca. Na drugim miejscu jest Luksemburg. Niegdyś księstwo słynne z hutnictwa, a od lat wyspecjalizowane w usługach bankowych. Na uprzywilejowanej pozycji są oczywiście również zachodnioeuropejskie metropolie, nie dziwią więc wysokie miejsca Paryża, Brukseli, Hamburga czy Wiednia. Istnieją też obszary nie tak silnie zurbanizowane, jak choćby Górna Bawaria i północno-zachodnia Szkocja. Kolejne etapy rozszerzenia zwiększały dysproporcje w rozwoju między krajami unijnymi. Przez pewien czas najbiedniejszym regionem Unii była Lubelszczyzna. Kiedy jednak dołączyły Bułgaria i Rumunia, zmienił się ranking ubóstwa. Dziś w pierwszej 20 regionów biednych wciąż znajduje się pięć polskich województw: lubelskie, świętokrzyskie, warmińsko-mazurskie, podlaskie i podkarpackie – jednak zajmują one miejsca w drugiej dziesiątce. Najbiedniejsze są obszary położone na Bałkanach, eksploatowane przez wieki przez imperium tureckie, niszczone w czasie wojen, a następnie modernizowane według socjalistycznego wzorca. Trzy najuboższe regiony UE znajdują się właśnie w Bułgarii. Ich dochód na mieszkańca stanowi jedną trzecią średniego unijnego. Pewne zaskoczenie stanowi to, że na 10, 11 i 12 miejscu listy najmniej zamożnych regionów uplasowały się północne i północno-wschodnie tereny Węgier. Kontrastuje to bardzo silnie z pozycją Budapesztu, który jest metropolią skupiającą życie gospodarcze kraju i kumulujące większość węgierskiego bogactwa.
Biedni nie mogą dogonić bogatych
Aż tak dużych dysproporcji nie ma w Polsce, ale i tu stolica cieszy się uprzywilejowaną pozycją. PKB na mieszkańca uwzględniające siłę nabywczą wynosi w Warszawie 196 proc. średniego unijnego. Chociaż samo Mazowsze należy do najzamożniejszych regionów (107 proc. unijnego średniego PKB, gdy dla całego kraju 65 proc.), to na krańcach województwa znajdziemy obszary dotknięte strukturalnym bezrobociem, jak choćby powiat szydłowiecki. Jak należało się spodziewać, wśród najbiedniejszych są podregiony z Polski Wschodniej. Najniższy dochód na mieszkańca notuje się w podregionach: przemyskim, chełmsko-zamojskim, ełckim, nowosądeckim, krośnieńskim, bialskim i puławskim. To tu PKB na mieszkańca kształtuje się na poziomie od 21 do 25 tys. zł, gdy w Warszawie 115 tys. zł, a w podregionie legnicko-głogowskim – 70 tys. zł. Do najbogatszych zalicza się miasta: Poznań, Kraków i Wrocław oraz podregiony tyski i trójmiejski. Od 1990 r. wartość rocznej produkcji dóbr i usług wzrosła w Polsce dwukrotnie, podobnie jak PKB per capita. Według Banku Światowego 25 lat temu wynosił on 8,1 tys. dolarów, a w 2012 r. – 18,3 tys. dolarów. Przyspieszenie nastąpiło po wejściu naszego kraju do Unii Europejskiej. Otrzymaliśmy wtedy potężne zasilanie na wyrównanie różnic rozwojowych, a fundusze te przeznaczyliśmy przede wszystkim na poprawę stanu infrastruktury. Dodatkowe pieniądze otrzymało pięć województw wschodnich. Także w perspektywie finansowej na lata 2014-2020 mamy do wykorzystania 82,5 mld euro, najwięcej w całej Unii. O dylematach rozwojowych Polski i Europy dyskutowano podczas seminarium zorganizowanym przez Instytut im. Macieja Rataja, funkcjonujący przy PSL. Prof. Grzegorz Gorzelak z Centrum Europejskich Studiów Regionalnych UW podkreślił, że zmieniły się uwarunkowania współczesnego rozwoju. Dziś globalną konkurencję wygrywają najbardziej innowacyjni. Tylko oni mogą być zamożni. Kraje konkurujące niskimi kosztami pracy, tanią energią czy zasobami surowcowymi skazują się na względny niedostatek. – Innowacyjne gospodarki mogą pojawić się w specyficznych okolicznościach i tylko w niektórych miejscach. Innowacje, a więc wykorzystanie wiedzy i przenoszenie jej osiągnięć do gospodarki, tworzą dla siebie popyt, powodują, że maleją koszty pracy. W USA jedno miejsce pracy w sektorze innowacyjnym tworzy pięć miejsc pracy w usługach – od wyspecjalizowanych do bytowych – zwraca uwagę prof. Grzegorz Gorzelak.
Regionalne specjalizacje
W obecnej perspektywie finansowej Unia przeznacza ogromne fundusze na pobudzanie innowacyjności jej gospodarki. Do wykorzystania jest około 100 mld euro. Pieniądze te zasilą bazę naukową, szkolnictwo wyższe oraz przedsiębiorstwa wdrażające osiągnięcia badawcze do praktyki. Europa musi nadrobić opóźnienia wobec najbardziej innowacyjnych krajów świata – USA, Japonii, Korei Południowej, Szwajcarii. Tylko tak może sprostać rosnącej globalnej konkurencji. Unii udało się w ostatnich latach skrócić dystans w stosunku do Japonii i USA, lecz nadal jest on duży. Niestety, Polska lokuje się w czwórce najmniej postępowych krajów UE. Daleko nam pod tym względem do najlepszych – Szwecji, Danii, Finlandii czy Niemiec, gdzie nowatorskość sięga we wszystkie dziedziny naukowo-badawcze, edukacyjne i gospodarcze. Na szczeblu regionalnym różnice w poziomie innowacyjności jeszcze się pogłębiają. W tej sytuacji każdy z 274 europejskich regionów musi wybrać własną strategię rozwoju z naciskiem na innowacyjność. – Obecna ścieżka rozwoju kraju się wyczerpuje. Nasze dotychczasowe przewagi – przede wszystkim tania siła robocza – będą mieć coraz mniejsze znaczenie. Musimy przygotować się do wykorzystania wiedzy w rozwoju gospodarczym. Tylko tak będziemy mogli konkurować na globalnym rynku – twierdzi prof. Grzegorz Gorzelak. Jego zdaniem największe bodźce rozwojowe mają metropolie. To one posiadają kapitał, wiedzę i innowacje. A to te czynniki decydują o postępie. Tak jest w całym świecie. Także u nas napęd dają największe ośrodki – Warszawa, Poznań, Wrocław, Kraków, Trójmiasto. Tereny słabo zurbanizowane nie nadążają za nimi. Dochodzi więc do polaryzacji w rozwoju kraju. Te różnice, zamiast się wyrównywać, jeszcze się pogłębiają. Nie oznacza to wcale, że należy biernie obserwować zjawiska ekonomiczne, tak jak dzieje się to w krajach rozwijających się, gdzie z jednej strony powstają wielomilionowe miasta, a wnętrze kraju tkwi w epoce kolonialnej. Siłę Europy stanowi równomierny rozwój, zachowanie istniejącej sieci osadniczej i aktywizowanie słabo zurbanizowanych terenów. Przykładem takich działań jest choćby Bawaria, która z regionu wiejskiego zmieniła się w lokomotywę ciągnącą całą niemiecka gospodarkę. Zdaniem prof. Gorzelaka przestrzeń gospodarczą w Polsce ukształtowały dwa okresy – późne średniowiecze (Wisła stanowiła wówczas barierę modernizacyjną) i XIX w., kiedy to kraj znajdował się pod zaborami. – Polityka regionalna musi wykazywać się pokorą, bo zmieniać utrwalone przez wieki realia jest trudno – podkreśla profesor.
Co ożywi lokalną gospodarkę
Obecność w UE dała nam dziejową szansę na dokonanie skoku cywilizacyjnego i z niej korzystamy. Za unijne środki modernizujemy kraj. Nie zawsze jednak te pieniądze były racjonalnie wydawane. Zbudowano na przykład aquaparki i dziś jest problem z ich utrzymaniem. Zamiast Stadionu Narodowego moglibyśmy mieć dwa tak potrzebne mosty na Wiśle. Powstały nowoczesne laboratoria naukowe, w których nie ma kto pracować. Mamy lotniska, z których odlatuje jeden samolot w ciągu dnia. Przykłady tego typu chybionych lub przynajmniej kontrowersyjnych inwestycji można by mnożyć, stąd w obecnej perspektywie finansowej Unia kładzie nacisk na prorozwojowe przedsięwzięcia. Takie, które ożywiają lokalne gospodarki. Samorządy najchętniej chcą inwestować w poprawę stanu infrastruktury. Jest ona czynnikiem koniecznym, ale niewystarczającym, rozwoju gospodarczego. Założenia polityki regionalnej powinny pobudzać wzrost, wspierać urbanizację, wiązać słabszych z mocniejszymi, środki zewnętrzne wykorzystywać na przedsięwzięcia rozwojowe, stymulować przechodzenie z rolnictwa do bardziej produktywnych sektorów gospodarki, rozwijać edukację, szczególnie na terenach słabiej rozwiniętych, i przygotować się do funkcjonowania bez unijnych funduszy, co najprawdopodobniej czeka nas po 2020 r. – Jeśli zewnętrzne zasilanie w obecnej perspektywie finansowej nie zainicjuje trwałego wzrostu, to istnieje niebezpieczeństwo, że gospodarka nie będzie w stanie utrzymać, modernizować, a tym samym rozbudować potencjału materialnego dzięki nim stworzonego – ostrzega prof. Grzegorz Gorzelak.
-Jeśli zewnętrzne zasilanie w obecnej perspektywie finansowej nie zainicjuje trwałego wzrostu, to istnieje niebezpieczeństwo, że gospodarka nie będzie w stanie utrzymać, modernizować, a tym samym rozbudować potencjału materialnego dzięki nim stworzonego.
Tekst: Teresa Hurkała
Fot. Archiwum Gmina Łochów