Kurs na zieloną energetykę

Świat odchodzi od konwencjonalnej energetyki i przechodzi na energię pozyskiwaną ze źródeł odnawialnych. Europa na jej rozwój przeznaczyła już 500 mld dolarów. W OZE inwestują też Japonia, USA, a nawet Chiny.

Polska również znajduje się w tej grupie. W ciągu najbliższych lat musimy zwiększyć nasz bilans mocy. Ocenia się, że przynajmniej o 30 proc., bo rozwijająca się gospodarka będzie zużywała coraz więcej prądu. Znaczącą jego część wytworzy zielona energetyka. Taki obowiązek nakłada na nas unijny pakiet klimatyczno-energetyczny. Do 2020 r. musimy ze źródeł odnawialnych wyprodukować 15 proc. potrzebnych nam mocy. Wprawdzie w latach 2004-2013 nasz dochód narodowy w przeliczeniu na mieszkańca podwoił się – z 22 do 42 tys. zł, jednak zużycie energii pozostało na niezmienionym poziomie. Świadczy to spadku energochłonności naszej gospodarki. Mimo to nadal jej poziom jest wyższy o 15 proc. niż średnio w UE i o ponad 20 proc. wyższy od energochłonności gospodarki niemieckiej. Od 10 lat sukcesywnie zwiększamy produkcję prądu ze źródeł odnawialnych – od 3,46 proc. w bilansie mocy w 2005 r. do 12 proc. obecnie. Daleko nam jednak do takich krajów jak Niemcy, Hiszpania czy Francja, gdzie już teraz zielona energetyka daje od 5 tys. MW (Francja) do 21 tys. MW (Hiszpania) i 27 tys. MW (Niemcy).

Ten ostatni kraj realizuje program przestawienia swojej energetyki na zieloną. Już dziś wytwarza ona tyle energii, ile wynosi całkowite zapotrzebowanie na nią naszej gospodarki. Stopniowo będą wyłączane reaktory jądrowe. Zastępują je wiatraki, biogazownie, kolektory słoneczne. Preferowana jest energetyka prosumencka. Dzięki korzystnym dla niej regulacjom funkcjonują u naszego zachodniego sąsiada 2 mln mikroinstalacji. Ponad 10 proc. wytwarzanych przez nie mocy należy do rolników. Ma to znaczenie, gdyż mogą oni obniżyć koszty produkcji rolnej. Istotne jest, że energetyka rozproszona ożywia gospodarczo regiony wiejskie i tworzy miejsca pracy. W sektorze OZE pracuje dziś w Niemczech ponad 200 tys. osób. W  najbliższych latach ta liczba podwoi się. Podobną drogą zmierza Japonia. Po wybuchu elektrowni atomowej w Fukushimie zmieniono tam strategię energetyczną. Wybrano bezpieczniejszy model rozwoju. Odchodzi się od atomu na rzecz pozyskiwania prądu ze źródeł odnawialnych. Sektor OZE stał się zyskownym biznesem. Niemcy, Dania, także Chiny zarabiają miliony na sprzedaży urządzeń – turbin wiatrowych, solarów, instalacji do biogazu. W 2013 r. Chiny na  inwestycje w OZE wydały 56,3 mld dolarów, gdy dziesięć lat temu tylko 5,8 mld dolarów. Cały czas rosną nakłady na zieloną energetykę w Europie i w USA. W ciągu ostatnich 10 lat kraje naszego kontynentu przeznaczyły na jej rozwój ponad 500 mld dolarów.

Mniej węgla i gazu, więcej OZE

Unijne regulacje zmuszą polską energetykę do poszukiwania rozwiązań niskoemisyjnych. Oznacza to, że produkcja ze źródeł konwencjonalnych, na których bazuje teraz nasza energetyka, zostanie znacząco ograniczona. Nie mamy wyjścia – w latach 2014-2020 będziemy musieli przeznaczyć na gospodarkę niskoemisyjną z funduszy unijnych 21 mld euro. Niemałe kwoty zainwestujemy też w infrastrukturę przesyłową i dystrybucyjną. W 73 proc. jest już mocno wyeksploatowana. Czekają nas nakłady ma tzw. inteligentne sieci. Według Instytutu Regulacji Energetyki wydatki związane z ich wprowadzaniem mogą wynieść 7,5 mld zł do 2020 r. Są to niezbędne nakłady, gdyż to przede wszystkim energetyka wyznacza możliwości rozwojowe gospodarki. Eksperci ostrzegają, że bez poważnych inwestycji grozi nam deficyt mocy. By do tego nie dopuścić, musimy rozwijać energetykę odnawialną, zwłaszcza że planowana budowa elektrowni jądrowej wcale nie jest przesądzona. – Po pięciu latach przygotowań w końcu została przyjęta ustawa o odnawialnych źródłach energii. Prace nad nią trwały tak długo, gdyż w pewnych kręgach pokutuje przekonanie że jest ona wymierzona przeciwko górnictwu. Branża górniczo-energetyczna w rozwoju zielonej energetyki widzi zagrożenie. A powinniśmy zadać sobie pytanie – co jest ważniejsze: jej interes czy państwa? – powiedział Jan Bury, przewodniczący Kluby Parlamentarnego PSL podczas konferencji „OZE szansą dla polskiej gospodarki”, zorganizowanej przez Klub.

Marcin Popkiewicz, autor książki Świat na rozdrożu, przekonywał, że czeka nas światowa rewolucja energetyczna. To nie atom, węgiel czy ropa będą fundamentem przyszłej energetyki, lecz jej odnawialne źródła. Ma to niebagatelne znaczenie właśnie teraz, gdy czasy są wyjątkowo niestabilne. Europa potrzebuje dziś 12 mln baryłek ropy naftowej dziennie. Koszt jednej to od 60 do ponad 100 dolarów. Łatwo policzyć, jak duży jest to wydatek. Te pieniądze nie zasilają unijnych gospodarek, lecz płyną do kieszeni rosyjskich oligarchów i arabskich szejków, a powinny zostać w kraju i tworzyć miejsca pracy. Leży to w interesie  całej Europy. Owszem, OZE jest droższe niż źródła konwencjonalne, lecz te koszty są wysokie w początkowej fazie inwestycji, później zaczynają spadać. W ostatnich latach prąd wytwarzany przez wiatraki staniał o 50 proc., a z fotowoltaiki o 70 proc.

Nie tylko koszty, lecz i zyski

Wprawdzie zwiększyliśmy znacząco udział OZE w ogólnym bilansie mocy, lecz doszło u nas do wynaturzenia samej idei zielonej energetyki. Koncerny energetyczne zagarniały bowiem gros środków przeznaczonych na jej wsparcie. Z puli 3,2 mld zł większość pieniędzy trafiło właśnie do nich. Ponad 40 proc. prądu z OZE pozyskiwaliśmy ze współspalania biomasy. Pół biedy, gdyby pochodziła ona z rodzimych surowców. Tak jednak nie było. Sprowadzano ją z zagranicy. Wartość tego importu wyniosła około 2 mld zł. Kokosy zbijały firmy kupujące nomen omen włókna kokosowe w krajach zachodniej Afryki. Zarabiały też przedsiębiorstwa energetyczne. Nie dziwi więc, że ukrócenie tego procederu jest im nie w smak. – OZE nie są przeciwko konwencjonalnej energetyce, lecz uzupełniają bilans mocy. Pozwalają nam zapewnić bezpieczeństwo energetyczne kraju. Każdy pracujący wiatrak oznacza zmniejszenie zakupu drogiego gazu. Nie bez znaczenia jest to, że odnawialne źródła energii są szansą dla obszarów wiejskich.

Wprawdzie rolnictwo nie zużywa dużych ilości energii elektrycznej – 6 proc. krajowych mocy – jednak ma ona znaczący udział w produkcji rolnej – podkreślał poseł Waldemar Pawlak. Owszem, zielona energetyka jest droższa niż ta oparta na węglu czy ropie naftowej. Jednak jej wdrażanie to nie tylko koszty, lecz i zyski. Wśród beneficjentów nowych regulacji są zwykli obywatele. Z przydomowych instalacji mogą produkować prąd na własne potrzeby, a nadwyżki sprzedawać. Preferowane będą instalacje o najmniejszej mocy – do 3 kW. I to dla nich ustalono taryfę gwarantowaną wysokości 75 groszy za kWh. Zdaniem Grzegorza Wiśniewskiego, prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej, bez nich wytwórcy by zbankrutowali. Dzięki temu finansowemu wsparciu energetyka rozproszona może ruszyć z miejsca. Przeciwnicy tego rozwiązania argumentują, że jest zbyt drogi instrument. Ale w każdym kraju rozwój mikroinstalacji wymagał wysokich taryf. Z czasem są one obniżane. Na pewno wdrożenie systemu taryf gwarantowanych wymaga sprawności działania państwa.

Wsparcie prosumentów

Dzięki poprawce zgłoszonej przez posła Artura Bramorę obywatele mogą wchodzić na rynek energii. Skorzystają też wytwórcy urządzeń i firmy je instalujące. Nie da się ukryć, że w budowę przydomowych instalacji trzeba włożyć niemałe pieniądze. Małgorzata Skucha prezes NFOŚ i GW poinformowała, że uruchomiony został program Prosument z budżetem 600 mln zł. O dofinansowanie mogą się ubiegać zarówno osoby inwestujące w mikroinstalację, jak i producenci urządzeń. Na inwestycje w systemy fotowoltaiczne, małe elektrownie wiatrowe i mikroinstalacje o mocy do 40 KWp można do 2016 r. otrzymać dotacje do 40 proc. kosztów kwalifikowanych. W następnych latach dofinansowanie zmniejszy się do 30 proc. Są to pożyczki o preferencyjnym oprocentowaniu, z karencją w spłacie. Niestety, w polskim prawie nie ma definicji prosumenta. To sprawia, że dziś nie wiadomo, czy instalacje przydomowe będą mogły zakładać także samorządy, szkoły, szpitale czy parafie. Poprawka nie promuje określonych rodzajów mikroinstalacji. Odrębne finansowanie przypisane jest do fotowoltaiki, energii wiatrowej czy hydroenergii. Zdaniem posła Artura Bramory jest to dobry mechanizm regulacyjny. W gestii ministra gospodarki jest monitorowanie rynku energii odnawialnej. Może on interweniować, gdy uzna, że dochodzi do nieprawidłowości. Rynek ten nie może bowiem rozwijać się całkowicie żywiołowo.

 


Zamów prenumeratę: gospodarz-samorzadowy.pl/prenumerata
Cały tekst dostępny w wersji papierowej miesięcznika „Gospodarz. Poradnik Samorządowy”
lub na platformach sprzedaży online



Podobne artykuły